sobota, 6 września 2014

Rozdział 15

   Zapowiadał się spokojny wieczór, jednak nie w rodzinnym gronie; Edward wyszedł na nocny spacer wraz z Jasperem, a Alice postanowiła odwiedzić siostrę i brata w ich nowym domu. Na początku planowała zabrać ze sobą Esme, ale ta wróciła z miasta krótko po wyjściu córki. Natomiast nasza pociecha, oczko w głowie rodziny oglądała animowane bajki w swoim pokoju. A ja? Nie robiłem kompletnie nic, co bardzo mnie cieszyło, ponieważ rzadko mogłem pozwolić sobie na taki luksus .


***


        Esme owinęła się ręcznikiem, po czym sięgnęła po szczotkę, jednak zanim rozczesała mokre włosy, jednym płynnym ruchem dłoni zgarnęła z lustra parę. Chwilę potem dołączyła do mnie ubrana w dżinsy i niebieską flanelową koszulę.
        -Ślicznie pachnie ten szampon- wyszeptałem podchodząc do żony, która tylko skinęła głową uśmiechając się słodko w ramach podziękowania.
-Gdzie jest Leon?
-Chyba śpi. 
Zmarszczyła brwi. -O tej porze? Zjadł kolację? Umył ząbki? Nie śmiej się, no!
         Nie zdążyłem odpowiedzieć na pytania tej uroczej kobiety, bo zwinnie mnie wyminęła podążając do pokoju syna. Kiedy poszedłem za nią, zastałem małżonkę pochylającą się i całującą bezbronnego chłopca w czoło. To było takie błahe i takie ludzkie.Przyglądałem się tej sytuacji i również w Esme widziałem małą, bezbronną dziewczynkę, ale chyba zmieniłem zdanie, gdy odwróciła się do mnie i ujrzałem twarz w kształcie serca oraz te ogromne, miodowe oczy przepełnione miłością do wszystkich i do wszystkiego. To właśnie w tej dziewczynie zakochałem się przed laty, gdy miała szesnaście lat, później nieświadomy swoich uczuć żyłem jak gdyby nigdy nic.
         -Kochanie...-szepnąłem i wyciągnąłem ku Esme dłoń.
-Zasnął-odpowiedziała szeptem składając swoje dłonie na moim torsie.
-Chciałbym ci powiedzieć, że jesteś świetną matką.
Musnąłem nos żony ustami.
-Chyba wiem, jakie są pańskie zamiary, doktorze.
-Ma pani coś przeciwko temu?
-No nie wiem, nie wiem.
      Atmosfera w salonie zrobiła się romantyczna tym bardziej, że  kołysaliśmy się w swoich objęciach. Powoli, dopasowując się do siebie. Nasze oddechy były przyspieszone, a twarze dzieliła mała odległość. Trzymałem w ramionach moją małą istotkę starając się, by ta chwila była magiczna.
     Złożyłem parę pocałunków na szyi Esme wdychając jej piękny zapach. Gorąca skóra stykała się z moją, więc pozwoliłem, by moja żona zrzuciła z siebie koszulę, co napawało ją jeszcze większym uczuciem; szatynka oplotła mnie nogami w pasie i trzymając za ramiona całowała z niesamowitą pasją, której dawno u niej nie widziałem zapewne przez ostatnie wydarzenia. Obróciłem się trzy razy zmierzając do dywanu. Uczucie we mnie rosło i chciałem kontynuować, jednak nie potrafiłem przestać całować. Kierował mną instynkt i pożądanie, gdy palcami przejechałem po kręgosłupie ukochanej, a ona wygięła się w łuk w mych ramionach. Korzystając z okazji ułożyłem żonę na brązowym, puszystym dywanie. Opierałem się łokciami nad Esme. Kobieta niespokojnie się wiła czekając na dalsze ruchy oraz zaciskając dłonie na paseczkach dywanu. Ustami schodziłem wzdłuż jej brzucha i aż do pępka, aż tu nagle...
       -Tutusiu? Co robisz mamusi? Bawicie się, prawda?
O cholera jasna. Zastygłem w bezruchu nie wiedząc, jak się zachować- najchętniej wybuchłbym śmiechem, nie zrobię tego jednak, ponieważ taka reakcja mogłaby nie spodobać się mojej żonie, która rozluźniona patrzyła na mnie. Oto Leon stał za kanapą trzymając misia w ramionach i patrzył dużymi orzechowymi oczami, jak jego rodzice "bawią się" na dywanie.
- Dlaczego nie śpisz, kochanie? Miałeś zły sen?
Esme wymknęła mi się, po czym usiadła na kanapie biorąc chłopca na kolana.
-Bardzo chce mi się pić. I boli mnie brzuszek, i głowa.

         ~Esme~


          Przemierzając szpitalny korytarz od ściany do ściany, zastanawiałam się, jak długo Leon będzie przechodził badanie. Weszli tam pięć minut temu, a wydawało mi się, że od tego czasu minęła wieczność.Próbowałam nie myśleć o negatywnych stronach, zamiast tego podziwiałam obrazy noworodków i zwierzątek wiszące na zielono-żółtej ścianie. Czy Leon się denerwuje? Powinnam tam wejść...Zadręczałam się w myślach. Na dodatek w tym budynku krew mnie wołała. Wiedziałam jednak, że nie mogę zrobić niczego głupiego.Biedny Carlisle, musi być przy naszym synu, który się denerwuje, jednocześnie czuwając nad żoną. Osocze mnie nie interesuje, mój syn... Och, dlaczego to tak długo trwa... 
       Wreszcie Carlisle stanął przy mnie ujmując mój łokieć, a za chwilę pojawił się doktor Gold. Wyglądał na czterdzieści lat, ale postarzały go sińce pod oczami oraz zmarszczka na czole. Gdy się do mnie uśmiechnął, zrozumiałam że jest sympatyczny i chociaż on powie mi, co się dzieje. 
       -Pani Cullen, pani syn jest odwodniony. Jego stan jest stabilny, chociaż dziecko jest osłabione. Podałem doustnie lek  biorąc pod uwagę tabletki, które podał doktor Cullen. Zostanie na obserwacji. Pielęgniarka przewiezie go na salę. Proszę się nie martwić, za parę dni chłopiec powinien dojść do siebie. Ma zapewnioną doskonałą ochronę. 
-Rozumiem. Mogę do niego wejść? -spytałam  starając się ukryć przerażenie. 
-Naturalnie. 
Doktor Gold otwarł przede mną drzwi pozostając z Carlisle'm na korytarzu. 
Zastałam Leona na kozetce. Oglądał stetoskop, więc odetchnęłam widząc jego spokój. Po prawdzie to ja byłam bardziej zdenerwowana. 
     -Leon, skarbie- uklękłam przed nim. Wbił we mnie swoje niewinne, ufne spojrzenie. -Jak się czujesz?
-Dobrze. Wiesz, że będę musiał tutaj zostać?
-Tak, wiem. Chciałam ci powiedzieć, że jesteś bardzo dzielny. Dzisiaj w nocy musisz spać tutaj, rozumiesz? 
-Tatuś mi już powiedział. Mamusiu, nie musisz się o mnie martwić. Pan doktor mówił, że troszeczkę mnie przebadają i będę mógł pójść do domu. Dostałem nawet  lek, wiesz? I słyszałem swoje serduszko-wyciągnął ku mnie stetoskop. -Widzisz? Tata ma w domu takie samo tylko czarne. Jak będziesz chciała, zrobię ci badanie. Dobrze?
-Skarbie-zaczęłam się nerwowo śmiać. -Nie jesteś zmęczony? 
-Nie. Zaraz przyjdzie jakaś siostra. 
-Pielęgniarka-wytłumaczyłam mu i odetchnęłam, słysząc opanowany głos mojego dziecka. 
-Spytałem tatę, czy to będzie Alice, czy Rosalie i on powiedział, że pielęgniarka. Kto to jest? Znam ją? 
        Roześmiałam się. Dzieci są tak słodko niewinne. A szczególnie Leon, który jak na odwodnionego czterolatka ma w sobie dużo energii, nie mówiąc już o godzinie. Rozmawialiśmy chwilę, zanim przyszła "siostra". Doktor Gold zgodził się, by to Carlisle wkuł wenflon, o co poprosił Leon. Pozwolono nam zostać dopóki nasz maluszek nie zasnął, ale później udaliśmy się do gabinetu mojego męża. 


***

          Wschodzące słońce wbijało się do pomieszczenia. Było tu dość sporo kurzu, co dało się zauważyć w stróżkach światła. Byłam psychicznie zmęczona, dlatego leżałam na czarnej kanapie patrząc na mojego ukochanego skupionego na pisaniu raportu. 
          -Za chwilę zacznie się mój dyżur-odparł nie odrywając wzroku od laptopa. 
-Mam sobie pójść? 
-Możesz zostać, poinformowałem Alice i Edwarda o zaistniałym zdarzeniu. Jasper ma przywieźć rzeczy Leona. 
Nie pomyślałam o tym... 
-Złamaliśmy prawo wchodząc tutaj przed twoim dyżurem? 
-Raczej nie. Poza tym to była sytuacja kryzysowa. 
-Mogę o coś spytać? 
-Oczywiście. 
-Powiedziałeś temu lekarzowi, żeby przekazał mi informację o bezpieczeństwie, opiece i tym podobne? 
-Można to tak nazwać. Nie chciałem, żebyś się denerwowała. 
Carlisle odpowiada na moje pytania, nie zadaje ich, ale jego odpowiedzi są albo monosylabami, albo zdawkowymi słówkami. 
         Podeszłam do dębowego biurka i odsunęłam laptop na bok, opierając się dłońmi o brzeg blatu. Poczułam się winna patrząc z góry na mojego pięknego męża. Wpatrywał się w moje oczy smutnym wzrokiem, dlatego przytuliłam jego głowę do swojego brzucha i pocałowałam czule we włosy. 
         -Przepraszam, że cię nie doceniałam i chciałam, by inny lekarz zajął się naszym dzieckiem. 
-Uważasz, że mógłbym być o to zły, czy zazdrosny? -w jego głosie usłyszałam radość.
-Tak myślałam. Co się stało, słoneczko? 
-Patrzę na ciebie i nie mogę się nadziwić. Skąd w jednej osobie tyle miłości i współczucia? W wampirze. I przypominam sobie dzień, w którym cię poznałem. Ostatnio sporo o tym rozmyślałem. Widząc, jak kochasz Leona, jak na niego patrzysz, ja nienawidzę samego siebie. Bardzo cię przepraszam. 
Carlisle spojrzał na mnie i przeszył mnie ból widząc jego cierpienie. 
-Ty mnie przepraszasz? -zdziwiłam się. 
-Przepraszam, że nie mogę dać ci dzieci. Wiem, że to twoje największe marzenie- wymawiając te słowa wbił spojrzenie w podłogę. 
-Kiedyś to już przerabialiśmy- westchnęłam-miałam dziecko. Straciłam je. Taka jest kolej rzeczy-śmierć. Nie wiemy, kiedy i jak. Nie wiemy, gdzie. Nic nie dzieje się przez przypadek. Mam ciebie, Leona, Jaspera, Rose, Emmetta... Nie chcę innego życia. Nie możesz ciągle się obwiniać, bo zwariujesz. 
-Naprawdę podoba ci się wieczne życie? Chcesz tego? Nie wyobrażałaś sobie nigdy swojej ludzkiej rodziny? Wstajesz, żegnasz męża, który idzie do pracy... Dzieci udają się do szkoły, a ty zajmujesz się najmłodszym maleństwem... Jesteś szczęśliwa. 
-Nie, Carlisle. Nie wyobrażałam sobie innego życia, bo mam męża i dzieci. Mam rodzinę. Pogódź się z tym. Dziękuję ci za to, że tamtego feralnego dnia mnie przemieniłeś. 
-Hm...- prychnął patrząc na mnie. -Piękna pokochała Bestię. Bajki, które ogląda Leon są bardzo mądre, wiedziałaś? 
-Wiem, bo sama je oglądam. Cieszę się, że podoba ci się "Piękna i Bestia". A teraz, pozwól, że odgonię te okropne myśli. 
Pochyliłam się i przycisnęłam wargi do ust Carlisle'a, przytrzymując przy tym niesforne włosy opadające na nasze twarze. I pocałowałam mojego męża dając mu do zrozumienia, że jestem w pełni szczęśliwa, a później wyszeptałam cytat z pięknej bajki w jego otwarte usta: 

"Ja pragnę przygód hen w szerokim świecie, choć trudno wam zrozumieć mnie. Świat wspaniały by się stał, gdyby ktoś to pojąć chciał. Pragnę więcej niż los dać mi chce." 

-I żyli długo i szczęśliwie... -uśmiechnął się do mnie grzecznie, głaszcząc po dłoni,  gdy ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu. 
Nie ukrywałam śmiechu i zanim powiedział proszę, z powrotem usiadłam na kanapie podziwiając jego urodę. 
-Chciałam przekazać, że Leon się obudził- oświadczyła pielęgniarka uśmiechając się słodko.


_____________________________________________________
No to wróciłam :) Rozdział miał być o wiele wcześniej, ale niestety miałam pewne komplikacje i parę spraw do załatwienia. Dziękuję Wam, że jesteście ze mną, za Wasze komentarze, odwiedziny i za Wasze blogi! Czytam na bieżąco, zdarza się, że nie skomentuję, ale mam zamiar to nadrobić :) Niedługo wybije tutaj 20 000 wyświetleń! Jesteście niesamowici ♥ W tym rozdziale postawiłam na dialogi i mam nadzieję, że Wam się podoba. Czekam na opinię. Jakby ktoś chciał mi powiedzieć coś osobiście lub poznać się to zapraszam na gg: 50946972. Kocham Was i mam nadzieję, że po wakacjach na blogerze pojawią się nowe osoby lub takie, które zawiesiły pisanie. Życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym; zdrowia, szczęścia, piątek i szóstek, spełnienia marzeń i wszystkiego, co najlepsze ♥
Eriss  


Piosenka może nie pasuje do drugiej części i może nie jest adekwatna do sytuacji, ale bardzo mi się podoba i miło  by było, gdybyście jej odsłuchali :)