niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 6
  Pierwsze polowanie

  Esme:
  Siedziałam na białej pościeli owinięta ręcznikiem, wyczekiwałam na   k o g o ś. To było absurdalne, ale od kiedy zostałam przemieniona w wampira, czuję pewną więź z Carlisle'm. Nigdy nie doświadczyłam prawdziwej miłości, magii zakochania się i nie wiem, jak to jest... Nie potrafię odkryć, co przekazuje ta więź. Boję się zapytać o to Carlisle'a.
   W jednej ręce trzymałam szczotkę, a drugą przybliżałam do siebie ręcznik. Podniosłam głowę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Proszę, odpowiedziałam i popatrzyłam na gałkę, która przekręcała się. W progu stanął   o n.  Piękny blond-włosy Anioł. Gdybym była człowiekiem, zaparłoby mi dech w piersiach. Niestety. To przeminęło. ..
    Anioł opierał się o futrynę drzwi i spoglądał na mnie. Uśmiechnęłam się sztucznie, ale zrozumiałam, że chyba oczekuje wyjaśnień.
  -Przepraszam- mówiąc to wskazałam na ręcznik- chciałam się odświeżyć....
-Nic nie szkodzi. Czuj się jak w domu.
-Nie mam nic do przebrania, a zauważyłam w tej szafie kilka koszul. Czy mogłabym jedną użyczyć? Wypiorę Ci ją i oddam .
-Ależ Esme, nic nie szkodzi. Nie pozwolę Ci chodzić w tych starych koszulach. -Mówiąc to zauważyłam, że trzyma ręce z tyłu. Myślałam, że te koszule nie są mu już potrzebne. Spuściłam wzrok. -Chciałbym, abyś przyjęła prezent ode mnie. - Kucnął przy mnie i podał mi paczuszkę. Przyjęłam ją i spojrzałam na Carlisle'a.
-Otwórz. -Uśmiechnął się, a ja nieśmiało rozpakowywałam prezent.
     Znalazłam niebieską, prostą sukienkę z dekoltem w kształcie koła i z rękawami do ramion. Zakańczała się przed kolanami. Do tego beżowe balerinki i srebrna bransoletka. Byłam zachwycona! Nigdy nie dostałam lepszego prezentu. Odłożyłam wszystko na bok.
   -Oh, Carlisle, dziękuję, ale wiesz, że nie musiałeś... Nie wiem, co mam powiedzieć. To bardzo wspaniałe, ale ja nie mam nic dla Ciebie. -Posmutniałam.
-Wiem, że nie musiałem, ale chciałem. Dałaś mi bardzo dużo-swoją obecność. Nie pamiętam, kiedy tak z kimś rozmawiałem. Jestem Ci bardzo wdzięczny.
-To bardzo miłe... -Po tych słowach trwaliśmy w milczeniu- on kucał, a ja siedziałam, tak kilka minut. Nie musieliśmy nic mówić, wymienialiśmy tylko spojrzenia, w których porozumiewaliśmy się.
    -To może pójdziesz się przebrać i pójdziemy na polowanie? -Zawahałam się, kiedy wymówił ostatnie słowo, lecz chyba to zauważył.
-Pomogę Ci. Z resztą, kiedy poczujesz jakieś zwierzę, instynkt sam Cię pokieruję. Słowo.
-No dobrze.
***
   Wyszliśmy do lasu. Bałam się, ponieważ nigdy nie rzucałam się na żadne zwierzę a tym bardziej nie piłam jego krwi! Po drodze blondyn dawał mi różne wskazówki. Chyba rozumiał, że się denerwuję, ponieważ widziałam kątem oka, że od czasu do czasu spogląda na mnie zaniepokojony. Jak na razie wchodziliśmy w głębie lasu. Przystanął. 
   -Słyszysz? -Szepnął. Usłyszałam kroki zwierzęcia, które nie szło w naszym kierunku tylko przed siebie. 
-Tak. -Odszepnęłam. 
-Chodź za mną. 
   Szliśmy w kierunku przewróconego, starego pnia. Znajdował się kilka metrów od nas i był ogromny, pokryty mchem. Postąpiłam tak jak on- schowałam się za pniem. 
   -Kiedy zbliży się, skacz. Poczujesz to... -Nie obchodziło mnie to, co mówił Carlisle. Byłam w osłupieniu, gdyż odczuwałam jeszcze większy ból w gardle. To tak piekło, ale miałam na to lekarstwo! Sarna, która wyłoniła się z zarośli. Widziałam ją i czułam... Słyszałam krew płynącą w jej żyłach i pomyśleć, że zakosztuję jej już za chwilę. Skoczyłam... 
   Czułam wiatr we włosach, bo uniosłam się tak wysoko! Ja umiem latać, to cudowne. Wampirze życie niesie za sobą wiele niespodzianek, a ja je odkrywam. Nadal czułam ten piękny zapach. Nie myślałam racjonalnie, mój mózg się wyłączył. Teraz kierowałam się tylko pragnieniem, które nie ustawało, narastało. Wisiałam w powietrzu, gdy niespodziewanie upadłam... Zatopiłam kły, których wcześniej nie widziałam, w szyi tej biednej istotki. Piłam ją... Sączyłam jak szalona. Nie było końca. Moje gardło pieściła krew sarny. Sama ona leżała już nieżywa. Odchyliłam się na moment, aby za chwilę znów zatopić kły w szyi zwierzęcia i delektować się smakiem płynu. W końcu już go nie było, byłam najedzona i nie czułam już pieczenia w gardle. Klęczałam przy sarnie i wpatrywałam się w jej nieżywe oczy... Dopiero teraz dotarło do mnie to, co zrobiłam! Zabiłam ją, bezbronną sarenkę. Wiem, nie miałam innego wyjścia, ale dlaczego to zrobiłam? Dlaczego skrzywdziłam kogoś? Ukryłam twarz w dłoniach i popadłam w zastanowienia... Po kilku chwilach poczułam na plecach dłoń- zapewne Carlisle'a. 
   -Esme, wszystko w porządku? -Spytał cichutko i troskliwie. Nie odpowiedziałam i kucnął przy mnie. 
-Esme, co jest? Coś Ci się stało? Dlaczego nic nie mówisz? -Musiałam coś powiedzieć... 
-O.. ona, ja ją zabiłam! -Byłam roztrzęsiona, ale widziałam, że Carlisle powstrzymuje śmiech. Nic nie mówił tylko wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. 

   Carlisle: 
   Wiedziałem, że się boi i wiedziałem, że może jej być trudno to zrobić, ale ukrywałem to przed nią. Teraz ją to boli. Niesłusznie z resztą. Musi się przyzwyczaić, przed nią tak wiele polowań. Nie umiem jej tego powiedzieć. Widzę ból, to jak cierpi i nie chcę tego. 
   Przemierzałem las z kobietą na rękach, aż w końcu doszliśmy do domu i postawiłem tę drobną istotkę na podłodze. Wciąż miała zamknięte oczy. 
    -Esme.. -szepnąłem- proszę, otwórz oczy. Jesteśmy w domu. Zrób to dla mnie. -Wypowiedziałem te słowa, a ona nieśmiało podniosła swoje powieki bardzo powoli, machając przy tym wachlarzem rzęs... Jest taka piękna. Nie potrafię okazać jej swoich uczuć. Boję się, że mnie odrzuci. Może jest za wcześnie? 
   -Esme, to musiało się stać. 
-Ale ja ją zabiłam.. -Odpowiedziała bardzo szybko płaczliwym tonem. 
-Musiałaś to zrobić. 
-Jak to wytrzymujesz? 
-Lata praktyki. Za pierwszym razem dla mnie też to było trudne. Tym bardziej, że na początku zabijałem ludzi, aby się posilić. Nie mogłem tego znieść. Tak jak Ciebie, dręczyło mnie to. Odkryłem, że można pić krew zwierzęcą. Przecież za ludzkiego życia też jadłaś zwierzęce mięso. To chyba dość podobne porównanie. Nie zadręczaj się. -Wyjaśniłem na tyle, ile mogłem. 
-Masz rację. -Uspokoiła się nieco, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przeszliśmy do salonu. 
-Dziękuję. -Uśmiechnęła się. 
-Nie ma za co. 
-Jest. Pokazujesz mi wszystko nowe. Dajesz rady, wskazówki, motywujesz do pracy.Jesteś dla mnie autorytetem. Dziękuję Ci za to. 
-To bardzo miłe z Twojej strony.
-Pójdę do siebie... -Powiedziała lekko speszona. 
-Dobrze. Będę tutaj. 
-Carlisle, co z Twoją pracą? 
-Mam tydzień wolnego. 
______________________________________________
 Przepraszam Was za ten rozdział. Jest dla mnie okropny, ale nie mam siły na nic więcej. Teraz zakończenie roku szkolnego, a za tym idzie pożegnanie z przyjaciółmi :( Bardzo mnie to przytłacza... Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, bo sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądało moje życie po piątku ;* Dziękuję za komentarze i wejścia- wiecie, że to dla mnie ważne ;d No i proszę o więcej. Piszcie szczerze, jak Wam się podoba. Do następnego rozdziału.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

  Rozdział 5
Początek

   Esme:
 Czułam, jakby po moim ciele biegało stado rozwścieczonych ogników. Ból, który był nie do zniesienia trwał już od kilku dni. Sama nie jestem w stanie stwierdzić, ile to wszystko trwało. Nic nie widzę, nie słyszę, tylko czuję ból. Piekło. Chcę, jak najszybciej umrzeć. Chcę to skończyć, ale nie mogę. Dlaczego nikt mi nie może pomóc skrócić cierpienia? Niech mnie ktoś do cholery dobije!

   Carlisle:
  Teraz już wiem, że jestem idiotą, skończonym dupkiem. Co z tego, że miałem dobre intencje? Gdyby nie moje zachcianki ona by nie cierpiała. Byłaby ze swoim synkiem, którego kocha. Ja, egoista, musiałem wtrącić swoje trzy grosze, bo jak inaczej... Straciłem jedną osobę- Edwarda. Co jeśli o n a też będzie chciała odejść. Jeśli jemu nie było ze mną dobrze, to... Nie! Muszę przestać. Jeszcze trochę, a przemiana dobiegnie końca.
  Siedziałem na szarej kanapie, po chwili wstałem, aby iść do sypialni i sprawdzić, co u niej.... Tak też zrobiłem. Powędrowałem po drewnianych schodach, starając się stąpać jak najciszej. Otworzyłem dębowe drzwi i ujrzałem Esme. Siedziała, nie leżała. Nie skulała się już z bólu tylko spokojnie rozglądała po pokoju. Zapewne, gdyby była człowiekiem nie dostrzegłaby mnie, ale teraz jest wampirem. Zrobiłem krok w przód i zatrzymałem się. Ta piękna kruszynka spojrzała na mnie krwistoczerwonymi oczyma. Miała groźną minę. Podszedłem bliżej i stałem już na przeciw niej.
   -Witaj, Esme. -Zacząłem.
-Ca... Carlisle, co się dzieje? Gdzie ja jestem? -Słabiutko spytała.
-Jesteś w moim domu. Musimy porozmawiać.
-Dlaczego wszystko jest takie... inne?
-O tym chciałem porozmawiać. -Surowo powiedziałem, a ona przesunęła się i wskazała miejsce obok niej. Usiadłem.
    -Otóż, Esme... Teraz jesteś inna. Nie jesteś już tym kim byłaś- tu zatrzymałem się, aby sprawdzić jej reakcję, ale była tak zdezorientowana, że nic nie powiedziała, tylko wpatrywała się we mnie- nie jesteś już człowiekiem. Tylko... Słyszałaś o zimnych ludziach, krwiopijcach?
-Nie. -Westchnąłem.
-Otóż to synonimy słowa : "wampir".
-Wampir?
-Tak. Przemieniłem Cię w wampira. Jesteś jedną z nas.
-Jak to? Ty... Ty też? -Głos jej drżał.
-Tak. To ja Cię zmieniłem. Umierałaś, musiałem Cię przemienić, abyś przeżyła. Mamy inne zasady niż ludzie.
-Jakie?
-Pierwsza sprawa jest taka, że nie żywimy się zwyczajnym jedzeniem -przerwała mi.
-Przed chwilą... mówiłeś o krwiopijcach. -Dokończyła, a ja spuściłem głowę.
-Tak. My, wampiry, pijemy krew. Tylko w ten sposób możemy się posilić.
-To znaczy, że ja też będę musiała...
-Tak.
-Ale ja tak nie potrafię, nie zabiję człowieka, aby coś zjeść.
-Nie, to nie tak. To znaczy inne wampiry tak się pożywiają, ale ja obmyśliłem nową dietę. Piję krew zwierzęcą. Nie jest tak dobra, jak ludzka, ale da się nią posilić. Uważam, że to jest lepsze niż krew ludzka. -Wzrok Esme błądził po ścianach sypialni.
   -Chciałbym wiedzieć, którą dietę tolerujesz?
-Taką jaką Ty tolerujesz. -Rzuciła. Człowiek, ludzkim uchem nie dosłyszał by tego, co powiedziała.
-Zapewne odczuwasz pieczenie w gardle?
-Tak. Wiesz, co to jest?
-To głód. Aby go zaspokoić musisz zapolować.
-Nie umiem...
-Spokojnie, jeśli chcesz pójdę z Tobą na polowanie i pomogę Ci.
-Tak. Carlisle?
-Słucham?
-Dlaczego wszystko jest takie nowe? Dlaczego wszystko jest takie wyraźne. Gdy byłam człowiekiem nie słyszałam śpiewu ptaków w środku lasu, ani bębnienia kropel deszczu o ziemię.
-To jedna z zalet wampira. Nasze zmysły są wyraźniejsze. To pomaga, kiedy polujemy. Mam jeszcze jedno pytanie do Ciebie, Esme.
-Mów.
-Otóż w nowym życiu, ktoś powinien Tobą pokierować. Przynajmniej na początku. W Twoim przypadku mógłbym to być ja. Mam doświadczenie. Uwierz mi, żyję już ponad trzysta lat.
-Ojej...
-Spodziewałem się takiej reakcji. Chcesz ze mną zamieszkać, zostać? Nauczę Cię wszystkiego po kolei, a później możesz odejść.
-Jeżeli nie sprawię Ci kłopotu to zostanę.
-Nie, oczywiście, że nie. To dla mnie przyjemność. Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że zostaniesz. -Uśmiechnęła się. -Masz jeszcze jakieś pytania?
-Chcesz mi o czymś powiedzieć? -Zachichotała. To jest jej naturalna postać; miła, wrażliwa, czuła, kochająca.... W życiu wampira są to trudne cechy do zdobycia, nie w jej przypadku.
-Wampiry nie śpią. -Rzuciłem, bo to było to, co przyszło mi na myśl.
-Dobrze... Rozumiem.
-Potrafimy szybciej biegać, to również pomaga nam, kiedy polujemy. Jeśli mowa o tym to może pójdziemy zapolować?
-Tak. -Skinęła głową, a ja ujrzałem, że jej sukienka jest zabrudzona. Och... Przecież miałem pójść coś kupić.
   -Mam pomysł. Muszę wyjść na pół godziny, ale zapewniam Cię, że wrócę. Dom jest do Twojej dyspozycji.
-Dobrze. Będę czekać.Powiesz mi, gdzie jest łazienka? Chciałabym się odświeżyć.
-Tak. Przepraszam... Drugie drzwi po prawej. -Uśmiechnąłem się.
-Pozwolisz, że zostawię Cię na kilka minut?
-Oczywiście. Nie zawracaj sobie mną głowy.

  Esme:
  Carlisle wyszedł. Wszystko było dla mnie nowe, inne... Może lepsze? Nie mam pojęcia o życiu wampirów, dlatego chciałabym się czegoś nauczyć od blond-włosy mężczyzny. Jeszcze tyle przede mną....
   Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi frontowych. Wstałam i ruszyłam w stronę okna. Oparłam się dłońmi o parapet i patrzyłam w odjeżdżający samochód Carlisle'a. Miał bardzo piękny dom. Uroczy i wielki. Inny od tych wszystkich domów w Ohio. Miał mury zamiast blach czy drewna. Duże okna rozświetlały wnętrza dwóch piętr. Miejscami było trochę brudno, ale przecież Carlisle mieszka sam, a do tego wiecznie siedzi w szpitalu. Chyba nie ma czasu na sprzątanie...
  Podeszłam do drewnianej, białej szafy i otworzyłam ją z nadzieją, że znajdę coś do ubrania. Musiałam pogrzebać swoje nadzieje. W środku wisiało kilka koszul męskich, ale chyba dawno nie były używane. Na dodatek wszystkie były pogniecione i zakurzone-miałam kolejny dowód, że sobie po prostu wisiały. Zamknęłam drzwiczki i pochyliłam się niżej. Otwarłam jedną z trzech szufladek- pustka. Druga szufladka- pustka. Trzecia szufladka- kilka ręczników, prześcieradeł i ręczników kuchennych. Dziwne, że to wszystko się tam zmieściło. Złapałam jeden z białych ręczników i poszłam do łazienki.
 Tak samo, jak reszta pomieszczeń, to też było ciemne. Osobiście wolałam jasne kolory, ale nie mogę się narzucać. Przypominała kwadrat. Pod ścianą stała wanna, kilka kroków obok niej toaleta, jeszcze dalej umywalka. Oparłam się o zlew i spojrzałam w wiszące nad nim lustro. Ja sama również wyglądałam inaczej. Szczerze mówiąc jestem piękna. Moje włosy nabrały wyraźniejszego koloru i dziwnym trafem nie były poplątane, jak to zawsze bywa. Na twarzy nie było żadnej rysy. Przejechałam delikatnie opuszkami palców po policzku, który był gładki. Skóra przypominała puszek chociaż była twarda- porcelanowa.... Dziwne. Blady, porcelanowy puch... Największą uwagę przykuwały oczy! Były czerwone, karminowe. Nie jak dawniej brązowe. Może musi tak być?
  Przeszłam się po pomieszczeniu jeszcze raz. Obok lustra wisiała półka z kolei obok tej, widniały trzy wieszaki. Na dwóch z nich znajdowały się ręczniki.
  Podeszłam do wanny i odkręciłam kurek z wodą. Obserwowałam, jak poziom wody rośnie, aż zakręciłam kran. Zanurzyłam się w wodzie po szyję i wpatrywałam się we wszystko wokół mnie. To było takie piękne. Całe mieszkanie było przestronne... 
  Po pewnym czasie zorientowałam się, że spędzam tu za dużo czasu i postanowiłam wyjść. Złapałam za ręcznik, który przyniosłam ze sobą. Rozczesałam włosy i ponownie przyjrzałam się moim oczom. Dlaczego wyglądają tak, a nie inaczej, tak jak zwykle? 
  Owinęłam ręcznik wokół siebie. W tym momencie usłyszałam, jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Szybko pobiegłam do pomieszczania, w którym się obudziłam. Siedziałam na łóżku owinięta ręcznikiem. Trzymałam w ręku szczotkę. Czekałam, aż ktoś wreszcie przyjdzie... 
______________________________________________
  Wracam!!! Przepraszam Was, że nie było mnie tak długo, ale miałam pewne problemy i musiałam się z nimi uporać. Wgl teraz te wszystkie oceny, kłótnie z nauczycielami, masakra.... Jak dotąd nie naraziłam się żadnemu nauczycielowi (mam nadzieję) ;* Dobra, dobra, bo ja wam tu o moim życiu prywatnym. Dziękuję za tyle komentarzy i za wejścia :) Nie wiecie, ile to dla mnie znaczy ;p Mam nadzieję, że i pod tym rozdziałem ich nie zabraknie ^^ 
Nie wiem, kiedy ukaże się następny rozdział. Mam nadzieję, że w następnym tygodniu, bo będę miała więcej  czasu. Koniec męki z ocenami <3