Pierwsze polowanie
Esme:
Siedziałam na białej pościeli owinięta ręcznikiem, wyczekiwałam na k o g o ś. To było absurdalne, ale od kiedy zostałam przemieniona w wampira, czuję pewną więź z Carlisle'm. Nigdy nie doświadczyłam prawdziwej miłości, magii zakochania się i nie wiem, jak to jest... Nie potrafię odkryć, co przekazuje ta więź. Boję się zapytać o to Carlisle'a.
W jednej ręce trzymałam szczotkę, a drugą przybliżałam do siebie ręcznik. Podniosłam głowę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Proszę, odpowiedziałam i popatrzyłam na gałkę, która przekręcała się. W progu stanął o n. Piękny blond-włosy Anioł. Gdybym była człowiekiem, zaparłoby mi dech w piersiach. Niestety. To przeminęło. ..
Anioł opierał się o futrynę drzwi i spoglądał na mnie. Uśmiechnęłam się sztucznie, ale zrozumiałam, że chyba oczekuje wyjaśnień.
-Przepraszam- mówiąc to wskazałam na ręcznik- chciałam się odświeżyć....
-Nic nie szkodzi. Czuj się jak w domu.
-Nie mam nic do przebrania, a zauważyłam w tej szafie kilka koszul. Czy mogłabym jedną użyczyć? Wypiorę Ci ją i oddam .
-Ależ Esme, nic nie szkodzi. Nie pozwolę Ci chodzić w tych starych koszulach. -Mówiąc to zauważyłam, że trzyma ręce z tyłu. Myślałam, że te koszule nie są mu już potrzebne. Spuściłam wzrok. -Chciałbym, abyś przyjęła prezent ode mnie. - Kucnął przy mnie i podał mi paczuszkę. Przyjęłam ją i spojrzałam na Carlisle'a.
-Otwórz. -Uśmiechnął się, a ja nieśmiało rozpakowywałam prezent.
Znalazłam niebieską, prostą sukienkę z dekoltem w kształcie koła i z rękawami do ramion. Zakańczała się przed kolanami. Do tego beżowe balerinki i srebrna bransoletka. Byłam zachwycona! Nigdy nie dostałam lepszego prezentu. Odłożyłam wszystko na bok.
-Oh, Carlisle, dziękuję, ale wiesz, że nie musiałeś... Nie wiem, co mam powiedzieć. To bardzo wspaniałe, ale ja nie mam nic dla Ciebie. -Posmutniałam.
-Wiem, że nie musiałem, ale chciałem. Dałaś mi bardzo dużo-swoją obecność. Nie pamiętam, kiedy tak z kimś rozmawiałem. Jestem Ci bardzo wdzięczny.
-To bardzo miłe... -Po tych słowach trwaliśmy w milczeniu- on kucał, a ja siedziałam, tak kilka minut. Nie musieliśmy nic mówić, wymienialiśmy tylko spojrzenia, w których porozumiewaliśmy się.
-To może pójdziesz się przebrać i pójdziemy na polowanie? -Zawahałam się, kiedy wymówił ostatnie słowo, lecz chyba to zauważył.
-Pomogę Ci. Z resztą, kiedy poczujesz jakieś zwierzę, instynkt sam Cię pokieruję. Słowo.
-No dobrze.
***
Wyszliśmy do lasu. Bałam się, ponieważ nigdy nie rzucałam się na żadne zwierzę a tym bardziej nie piłam jego krwi! Po drodze blondyn dawał mi różne wskazówki. Chyba rozumiał, że się denerwuję, ponieważ widziałam kątem oka, że od czasu do czasu spogląda na mnie zaniepokojony. Jak na razie wchodziliśmy w głębie lasu. Przystanął.
-Słyszysz? -Szepnął. Usłyszałam kroki zwierzęcia, które nie szło w naszym kierunku tylko przed siebie.
-Tak. -Odszepnęłam.
-Chodź za mną.
Szliśmy w kierunku przewróconego, starego pnia. Znajdował się kilka metrów od nas i był ogromny, pokryty mchem. Postąpiłam tak jak on- schowałam się za pniem.
-Kiedy zbliży się, skacz. Poczujesz to... -Nie obchodziło mnie to, co mówił Carlisle. Byłam w osłupieniu, gdyż odczuwałam jeszcze większy ból w gardle. To tak piekło, ale miałam na to lekarstwo! Sarna, która wyłoniła się z zarośli. Widziałam ją i czułam... Słyszałam krew płynącą w jej żyłach i pomyśleć, że zakosztuję jej już za chwilę. Skoczyłam...
Czułam wiatr we włosach, bo uniosłam się tak wysoko! Ja umiem latać, to cudowne. Wampirze życie niesie za sobą wiele niespodzianek, a ja je odkrywam. Nadal czułam ten piękny zapach. Nie myślałam racjonalnie, mój mózg się wyłączył. Teraz kierowałam się tylko pragnieniem, które nie ustawało, narastało. Wisiałam w powietrzu, gdy niespodziewanie upadłam... Zatopiłam kły, których wcześniej nie widziałam, w szyi tej biednej istotki. Piłam ją... Sączyłam jak szalona. Nie było końca. Moje gardło pieściła krew sarny. Sama ona leżała już nieżywa. Odchyliłam się na moment, aby za chwilę znów zatopić kły w szyi zwierzęcia i delektować się smakiem płynu. W końcu już go nie było, byłam najedzona i nie czułam już pieczenia w gardle. Klęczałam przy sarnie i wpatrywałam się w jej nieżywe oczy... Dopiero teraz dotarło do mnie to, co zrobiłam! Zabiłam ją, bezbronną sarenkę. Wiem, nie miałam innego wyjścia, ale dlaczego to zrobiłam? Dlaczego skrzywdziłam kogoś? Ukryłam twarz w dłoniach i popadłam w zastanowienia... Po kilku chwilach poczułam na plecach dłoń- zapewne Carlisle'a.
-Esme, wszystko w porządku? -Spytał cichutko i troskliwie. Nie odpowiedziałam i kucnął przy mnie.
-Esme, co jest? Coś Ci się stało? Dlaczego nic nie mówisz? -Musiałam coś powiedzieć...
-O.. ona, ja ją zabiłam! -Byłam roztrzęsiona, ale widziałam, że Carlisle powstrzymuje śmiech. Nic nie mówił tylko wziął mnie na ręce i zaniósł do domu.
Carlisle:
Wiedziałem, że się boi i wiedziałem, że może jej być trudno to zrobić, ale ukrywałem to przed nią. Teraz ją to boli. Niesłusznie z resztą. Musi się przyzwyczaić, przed nią tak wiele polowań. Nie umiem jej tego powiedzieć. Widzę ból, to jak cierpi i nie chcę tego.
Przemierzałem las z kobietą na rękach, aż w końcu doszliśmy do domu i postawiłem tę drobną istotkę na podłodze. Wciąż miała zamknięte oczy.
-Esme.. -szepnąłem- proszę, otwórz oczy. Jesteśmy w domu. Zrób to dla mnie. -Wypowiedziałem te słowa, a ona nieśmiało podniosła swoje powieki bardzo powoli, machając przy tym wachlarzem rzęs... Jest taka piękna. Nie potrafię okazać jej swoich uczuć. Boję się, że mnie odrzuci. Może jest za wcześnie?
-Esme, to musiało się stać.
-Ale ja ją zabiłam.. -Odpowiedziała bardzo szybko płaczliwym tonem.
-Musiałaś to zrobić.
-Jak to wytrzymujesz?
-Lata praktyki. Za pierwszym razem dla mnie też to było trudne. Tym bardziej, że na początku zabijałem ludzi, aby się posilić. Nie mogłem tego znieść. Tak jak Ciebie, dręczyło mnie to. Odkryłem, że można pić krew zwierzęcą. Przecież za ludzkiego życia też jadłaś zwierzęce mięso. To chyba dość podobne porównanie. Nie zadręczaj się. -Wyjaśniłem na tyle, ile mogłem.
-Masz rację. -Uspokoiła się nieco, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przeszliśmy do salonu.
-Dziękuję. -Uśmiechnęła się.
-Nie ma za co.
-Jest. Pokazujesz mi wszystko nowe. Dajesz rady, wskazówki, motywujesz do pracy.Jesteś dla mnie autorytetem. Dziękuję Ci za to.
-To bardzo miłe z Twojej strony.
-Pójdę do siebie... -Powiedziała lekko speszona.
-Dobrze. Będę tutaj.
-Carlisle, co z Twoją pracą?
-Mam tydzień wolnego.
______________________________________________
Przepraszam Was za ten rozdział. Jest dla mnie okropny, ale nie mam siły na nic więcej. Teraz zakończenie roku szkolnego, a za tym idzie pożegnanie z przyjaciółmi :( Bardzo mnie to przytłacza... Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, bo sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądało moje życie po piątku ;* Dziękuję za komentarze i wejścia- wiecie, że to dla mnie ważne ;d No i proszę o więcej. Piszcie szczerze, jak Wam się podoba. Do następnego rozdziału.