Wampirze zmysły pozwalały usłyszeć te najmniejsze zwierzęta śpiewające gdzieś w głębi lasu. Na zewnątrz z pewnością było bardzo chłodno- zbliżała się jesień. Uwielbiałem długie jesienne wieczory, pomimo tego, że miałem ich za sobą wiele. Tej gwieźdźistej, pięknej nocy kochałem się z moją żoną. Od dawna tego nie robiliśmy, właściwie to od czasu pojawienia się Leona w naszej rodzinie. Wspólnie spędzony czas pozwolił nam się rozluźnić, odstresować.
Leżeliśmy w sypialni bawiąc się naszymi dłońmi. Esme wtulała się we mnie, a gdy na nią spojrzałem, ułożyła swoją malutką rączkę na moim ramieniu. Dzieliło nas kilka centymetrów, oboje patrzyliśmy sobie w oczy. W jej miodowych tęczówkach widziałem szczęście ale również niepokój.
-Esme-szepnąłem, by nie przestraszyć ukochanej. -Dobrze się czujesz?
-Wyglądam, jakby było inaczej? Dawno nie czułam się tak dobrze. Dziękuję.
Kobieta pocałowała mnie w pierś.
-Zapomniałam o tym wszystkim. Chociaż na moment.
-Ale wiesz, że gdy wstaniesz ta sielanka minie?
-Wiem, dlatego nie wstanę tylko zostanę tu z tobą.
-Mamy jeszcze trochę czasu, zanim pójdę do szpitala.
-A jak w pracy? Dawno o tym nie rozmawialiśmy, prawda? -obserwowałem Esme, kiedy wplotła swoją dłoń w moje włosy i zaczęła się nimi bawić.
-Bo dużo się zmieniło.
-To znaczy? -spytała ponownie patrząc mi w oczy.
-Wiesz, o czym mówię. W szpitalu dzieje się coś innego. Codziennie nowi pacjenci, nowe wyzwania. Lubię to. A gdy wracam do domu...
-Te same problemy?-żona nie pozwoliła mi dokończyć.
-Nie chodzi o to. To ważne problemy, nie wolno ich lekceważyć. Gdybym traktował je jak rutynę, zapewne nie byłoby mnie tutaj. Ale bardzo cię kocham i nie mógłbym zostawić naszej rodziny. Tylko... Jest jeden temat, który nie daje mi spokoju.
-Tak?
Kiedy ujrzałem w jej oczach spokój, zastanowiłem się, czy poruszać tę sprawę.
-Carlisle?-nalegała Esme.
-Chodzi o Leona. Widzę, że się do niego przywiązałaś, ale Esme... Pomyśl tylko, co może się stać za parę lat. On zauważy, że jesteśmy inni, że nie śpimy, nie jemy. I co mu powiesz? Synku, jesteśmy wampirami? On będzie starszy, kiedyś umrze, a my na zawsze pozostaniemy dwudziestolatkami.
-Więc, co twoim zdaniem powinnam zrobić?- brunetka przeniosła się do pozycji pół siedzącej zasłaniając przy tym swój biust kołdrą. Patrzyła na mnie gniewnie. -Mam go oddać Royowi? Tak? Tego chcesz, żeby małe, bezbronne dziecko było w rękach psychopaty? A może jakiś przytułek, albo najlepiej na ulicę?
-Skarbie-położyłem swoją dłoń na plecach Esme i sam usiadłem bliżej biorąc ją w ramiona. -Wiesz, że nie to miałem na myśli.
-Wiem, co chciałeś powiedzieć-prychnęła. -Ale nie potrafię oddać takiego maluszka. Nie umiem...
Esme odwróciła się twarzą do mnie i objęła mój kark ramionami. Co w takiej sytuacji mogę zrobić?
-Martwię się o ciebie-szepnąłem żonie do ucha.
-Ja tu nie mam znaczenia.
-Masz ogromne znaczenie.
-Esme-szepnąłem, by nie przestraszyć ukochanej. -Dobrze się czujesz?
-Wyglądam, jakby było inaczej? Dawno nie czułam się tak dobrze. Dziękuję.
Kobieta pocałowała mnie w pierś.
-Zapomniałam o tym wszystkim. Chociaż na moment.
-Ale wiesz, że gdy wstaniesz ta sielanka minie?
-Wiem, dlatego nie wstanę tylko zostanę tu z tobą.
-Mamy jeszcze trochę czasu, zanim pójdę do szpitala.
-A jak w pracy? Dawno o tym nie rozmawialiśmy, prawda? -obserwowałem Esme, kiedy wplotła swoją dłoń w moje włosy i zaczęła się nimi bawić.
-Bo dużo się zmieniło.
-To znaczy? -spytała ponownie patrząc mi w oczy.
-Wiesz, o czym mówię. W szpitalu dzieje się coś innego. Codziennie nowi pacjenci, nowe wyzwania. Lubię to. A gdy wracam do domu...
-Te same problemy?-żona nie pozwoliła mi dokończyć.
-Nie chodzi o to. To ważne problemy, nie wolno ich lekceważyć. Gdybym traktował je jak rutynę, zapewne nie byłoby mnie tutaj. Ale bardzo cię kocham i nie mógłbym zostawić naszej rodziny. Tylko... Jest jeden temat, który nie daje mi spokoju.
-Tak?
Kiedy ujrzałem w jej oczach spokój, zastanowiłem się, czy poruszać tę sprawę.
-Carlisle?-nalegała Esme.
-Chodzi o Leona. Widzę, że się do niego przywiązałaś, ale Esme... Pomyśl tylko, co może się stać za parę lat. On zauważy, że jesteśmy inni, że nie śpimy, nie jemy. I co mu powiesz? Synku, jesteśmy wampirami? On będzie starszy, kiedyś umrze, a my na zawsze pozostaniemy dwudziestolatkami.
-Więc, co twoim zdaniem powinnam zrobić?- brunetka przeniosła się do pozycji pół siedzącej zasłaniając przy tym swój biust kołdrą. Patrzyła na mnie gniewnie. -Mam go oddać Royowi? Tak? Tego chcesz, żeby małe, bezbronne dziecko było w rękach psychopaty? A może jakiś przytułek, albo najlepiej na ulicę?
-Skarbie-położyłem swoją dłoń na plecach Esme i sam usiadłem bliżej biorąc ją w ramiona. -Wiesz, że nie to miałem na myśli.
-Wiem, co chciałeś powiedzieć-prychnęła. -Ale nie potrafię oddać takiego maluszka. Nie umiem...
Esme odwróciła się twarzą do mnie i objęła mój kark ramionami. Co w takiej sytuacji mogę zrobić?
-Martwię się o ciebie-szepnąłem żonie do ucha.
-Ja tu nie mam znaczenia.
-Masz ogromne znaczenie.
Esme (tydzień po terminie wyznaczonym przez Roy'a)
Rosalie i Emmett są w Europie. Mój mąż, Jasper a także Edward, którego trudno było namówić, wyjechali na kilkudniowe polowanie. W Forks zostałam tylko ja, Alice i Leon. Ledwo pożegnaliśmy naszych panów, a moja córka już planowała wieczorek dla pań więc nie pozostawało mi nic innego, jak tylko się zgodzić. Jednak to musialo poczekać, ponieważ Leon był bardzo marudny i nerwowy. Wszelkie kołysanki, bajki i noszenie na rękach nie pomagały.
Siedziałam na fotelu w dziecięcym pokoju, syn wreszcie się wyciszył, chociaż wciąż machał rączkami i mówił w swoim języku. Kiedy wreszcie zasnął, podeszłam bliżej i szczelniej go okryłam. Chciałam odejść, jednak poczekałam i patrzyłam na Leona. Nie wyobrażałam sobie naszej rodziny bez niego. Wciąż czułam obecność Roy'a, gdy na niego patrzyłam. Jedyną osobą, która wie, co czuję jest Edward. Mimowolnie przekazuje mu w myślach swoje problemy. Z Carlisle' m mam coraz gorszy kontakt. Boję się go stracić. Mam wrażenie, że on wcale nie przejmuje się naszym najmłodszym synem. To głupie... On chce dla mnie, jak najlepiej. Ale czy ja tego chcę? To trudne.
Siedziałam na fotelu w dziecięcym pokoju, syn wreszcie się wyciszył, chociaż wciąż machał rączkami i mówił w swoim języku. Kiedy wreszcie zasnął, podeszłam bliżej i szczelniej go okryłam. Chciałam odejść, jednak poczekałam i patrzyłam na Leona. Nie wyobrażałam sobie naszej rodziny bez niego. Wciąż czułam obecność Roy'a, gdy na niego patrzyłam. Jedyną osobą, która wie, co czuję jest Edward. Mimowolnie przekazuje mu w myślach swoje problemy. Z Carlisle' m mam coraz gorszy kontakt. Boję się go stracić. Mam wrażenie, że on wcale nie przejmuje się naszym najmłodszym synem. To głupie... On chce dla mnie, jak najlepiej. Ale czy ja tego chcę? To trudne.
-Leon, kochanie-wyszeptałam i pocałowałam go w czoło.
Dołączyłam do córki w salonie. Siedziała na kanapie z pilotem od telewizora w ręku. Oczywiście, jak to było w zwyczaju, pomimo późnej pory oglądała program, w którym kobiety mówiły o swoich problemach. Nie przepadałam za nim, ale nic nie powiedziałam.
-Coś cię dręczy, Esme. Widzę to-westchnęła nie odrywając wzroku od telewizora.
-Nie, kochanie. Po prostu jestem zmęczona.
-To nic. Zrobimy sobie damski wieczorek! Komedie romantyczne, manicure, pedicure, kosmetyki, maseczki. Rozbudzę cię-zachwycała się Alice.
-Dobra. Na początku włącz jakiś fajny film- zaproponowałam rozsiadając się obok córki.
-Specjalnie na nasz wieczór, przygotowałam... Ta dam- "List w butelce".
-Alice! Romantyczny film? Nie mam dzisiaj humoru na takie rzeczy.
-No to trudno. Ja mam.
Kiedy oglądałyśmy "List w butelce", który wzruszył Alice, zgasły wszystkie światła w całym domu, telewizor również się wyłączył. To na pewno korki, pomyślałam i nie zdążyłam tego sprawdzić, bo nagle rozdzwonił się telefon. W wampirzym tempie wstałam z kanapy, odetchnęłam gdy usłyszałam głos męża.
-Cześć, kochanie. Jak się bawicie? -spytał. Córka pokazywała mi, że to nie korki.
-Carlisle, chyba coś jest nie tak.
Odwróciłam się. Alice zniknęła mi z oczu, a ja wrzasnęłam, gdy kamień wraz z potłuczonymi kawałkami szyby poturlał się pod moje stopy. Na dodatek ogarniała mnie ciemność.
-Esme, co jest?
Krzyk Carlisle'a był ostatnią rzeczą, którą usłyszałam. Rozłączyłam się podchodząc do kamienia, na którym było napisane: " Jesteście same, mogę to wykorzystać."
Carlisle
-Coś się stało? - zapytał mój najstarszy syn. Jednak po chwili wyczytał z moich myśli, co powiedziała mi moja małżonka. -Alice i Esme... Trzeba powiadomić Jaspera.
Tego nie trzeba było wołać, bo zjawił się lada moment. Wytłumaczyliśmy mu sytuację i próbowaliśmy dodzwonić się do dziewczyn, ale to było na nic.
-Musimy wracać. Mam złe przeczucie.
Dotarliśmy do domu w ciągu godziny wampirzym biegiem. Jasper próbował przekonać nas, że na pewno nic się nie stało, a nawet jeśli, to jego i moja żona sobie poradzą, jednak po ostatnich wydarzeniach wszystko było możliwe. Przeszukaliśmy cały dom, szliśmy za zapachem, który doprowadził nas do ogrodu. To, co tam zobaczyłem... Wilki. Esme leżała na ziemi szarpiąc się z szarym wilkiem. Doprowadzało mnie to do obłędu. Alice natomiast, siłowała się z mniejszym, brązowym... Rzuciliśmy się im na pomoc i z trudem odciągnęliśmy od naszych żon. Gdy uwolniłem Esme, zaasystowałem Jasper' owi i Edward' owi. Mój syn zaczął krzyczeć na wilki, chcąc je spłoszyć, ale te jeszcze bardziej się zdenerwowały i warczały. Nikt nie potrafił przewidzieć ich ruchów, nawet Alice. Chciałem znaleźć Esme. Gdzie ona jest? Podbiegłem bliżej i uderzyłem w bok szarego wilka nachylającego się nad moją żoną. Ukochana zasłaniała swoim ciałem Leon'a, dlatego stanąłem przed nią, by ich chronić. Mnie a wilka dzieliło kilkanaście centymetrów. Patrzyłem w jego czarne oczy i zobaczyłem w nich Roy'a.
-Przestań nawiedzać moją rodzinę. Odejdź stąd i nigdy nie wracaj. Już! -wrzasnąłem.
Wszyscy patrzyli na mnie i na niego. Wszyscy ucichli, gdy nagle mój syn zaczął płakać i zwrócił uwagę Roy'a. Odwróciłem się. Za moimi plecami stała Esme trzymająca w ramionach Leona. Przyciskała go do piersi nie odrywając wzroku od wilka.
-Idź stąd. Proszę -wyjęczała przekazując dziecko Edward' owi.
Wilki odeszły zostawiając nas bez żadnego wytłumaczenia. Długo nie mogliśmy ochłonąć po tym wydarzeniu. Wszyscy byliśmy w salonie wsłuchując się w ciszę. Edward usypiał Leona a dziewczyny siedziały na kanapie. Jasper obejmował Alice. Chcąc dodać otuchy mojej żonie, ukląkłem przed nią zakładając na jej kolanach swoje dłonie i spytałem przerywając milczenie:
-Wszystko w porządku?
-Nie. Nie wiem. Cieszę się, że już jesteście- wstała, by uściskać każdego z nas, a na końcu wtuliła się w mój bok.
-Alice,a ty nie miałaś wizji? -spytałem.
-Nie przewidziałam niczego od wczoraj.
-Nie mogli przejść obok naszego domu, nie planując tego- wtrącił Edward, który dołączył do nas. -Esme, szybę zawsze da się wymienić. Nie martw się- wyczytał z jej myśli.
Pocałowałem żonę w czubek głowy.
-Tak, skarbie, Edward pojedzie do sklepu z samego rana.
-Dajmy spokój naszym paniom- odparł Jasper. - Pozwolicie, że pójdziemy do naszej sypialni.
Esme, jakby nie chciała się stąd ruszać, a raczej nie miała ochoty zostawiać Edward'a samego.
-Emm, możecie już iść. Jeśli chcecie -spojrzał na nas speszony. -Pójdę na spacer. Do zobaczenia.
-Alice,a ty nie miałaś wizji? -spytałem.
-Nie przewidziałam niczego od wczoraj.
-Nie mogli przejść obok naszego domu, nie planując tego- wtrącił Edward, który dołączył do nas. -Esme, szybę zawsze da się wymienić. Nie martw się- wyczytał z jej myśli.
Pocałowałem żonę w czubek głowy.
-Tak, skarbie, Edward pojedzie do sklepu z samego rana.
-Dajmy spokój naszym paniom- odparł Jasper. - Pozwolicie, że pójdziemy do naszej sypialni.
Esme, jakby nie chciała się stąd ruszać, a raczej nie miała ochoty zostawiać Edward'a samego.
-Emm, możecie już iść. Jeśli chcecie -spojrzał na nas speszony. -Pójdę na spacer. Do zobaczenia.
***
-Nie zostawisz mnie już więcej? -wyszeptała moja ukochana, kiedy leżeliśmy w sypialni.
Chociaż na chwilę mogliśmy się położyć i spokojnie porozmawiać. Uwielbiałem, kiedy Esme mówiła- starannie dobierała każde słowo, a w jej głosie można było wyczuć słodycz i miłość. Patrzyłem w oczy żony. Były takie piękne...
-Boisz się?
-Bałam się, kiedy myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.
Wstałem z łóżka i stanąłem przed nią wyciągając ku brunetce dłoń. Ona wpierw popatrzyła na mnie, później dotknęła mojej ręki, tak delikatnie i subtelnie. Jej dotyk sprawiał mi przyjemność, dlatego przyciągnąłem żonę do siebie sycąc się zapachem anielicy. Prawą dłonią objąłem Esme, lewą chwyciłem jej dłoń. Zaczęliśmy się kołysać. Nie przypominało to tańca, ale dla nas liczyło się to, że jesteśmy razem. Małżonka wtuliła głowę w moją klatkę piersiową oraz przymknęła oczy, dając mi do zrozumienia, iż jest jej dobrze. Cieszyłem się, że mam Esme przy sobie.
-Spokojnie -rozwiałem ciemne włosy swoim szeptem.
_______________________________________________________________
Specjalna dedykacja dla Nessy ♥ Oraz dla kochanej Madzi- Dark Paradise, które bardzo mnie wspierają i ich twórczość powala na kolana. A z Magdą napalamy się Carlisle'm i wymieniamy się pomysłami. Kochani, dziękuję, że jesteście ze mną i czytacie tego bloga. Pierwsza część rozdziału bardzo mi się podoba, z drugą jest już trochę gorzej. Zapraszam Was do komentowania, bo to bardzo mnie podnosi na duchu i daje motywację do pisania.
_______________________________________________________________
Specjalna dedykacja dla Nessy ♥ Oraz dla kochanej Madzi- Dark Paradise, które bardzo mnie wspierają i ich twórczość powala na kolana. A z Magdą napalamy się Carlisle'm i wymieniamy się pomysłami. Kochani, dziękuję, że jesteście ze mną i czytacie tego bloga. Pierwsza część rozdziału bardzo mi się podoba, z drugą jest już trochę gorzej. Zapraszam Was do komentowania, bo to bardzo mnie podnosi na duchu i daje motywację do pisania.