sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 11 cz.2

Esme
     Cholera. Stoję tutaj przed mężczyzną, którego nie miałam nigdy więcej spotkać i widzę jego zmęczoną twarz pokrytą siateczką zmarszczek, fałszywe oczy oraz chytry uśmiech. Tak, to Roy.
    -Jak rodzina?-spytał przechodząc parę metrów i z powrotem. Nie odpowiedziałam. -Jak nowy synek?
     Podniosłam gwałtownie głowę. Roy był wyższy, ale wyłapałam jego triumfalne spojrzenie. Nagle, moje ciało ogarnęła ciepła fala.
    -Wiem, że pragnęłaś dziecka. A ja postanowiłem ci je dać.
-Słucham?
-Jesteś bardzo naiwna. Ale nie ma nic za darmo. Wiele mnie to kosztowało.
-Czego chcesz?-warknęłam w przypływie złości.
-Pieniędzy nie chcę ale...
-Ale co?-byłam przygotowana na wszystko, ale to co usłyszałam, wstrząsnęło mną.
- Chcę kogoś z twojej rodziny. Jak wiesz, jestem wilkołakiem. Tym, którego widziałaś parę tygodni temu. Obserwowałem wasz dom przez dłuższy czas i sporo się nauczyłem o wampirzym życiu. Potrzebuję wampira, który pozwoli zbadać mi waszą rasę dogłębniej. Podoba mi  się ta blondynka...
-Jesteś niepoważny!-wrzasnęłam czując, że jestem bliska histerii. -Oszalałeś! Zostaw moją rodzinę w spokoju.
-Jestem naukowcem. Potrzebuję kogoś z was. Musisz wybrać kogoś silnego psychicznie i fizycznie. Nie potrafię obiecać, że ta osoba wróci... A jeśli już, to raczej w kawałkach.
-Błagam, przestań...
-Chyba, że chcesz stracić upragnione dziecko- czułam, że cała się trzęsę. Nie mogłam wytrzymać tego szantażu. -Potrzebuję wampira! Rozumiesz, potrzebuję!- bałam się go. Myślałam, że mnie uderzy, ale on otrzepał swoją bluzę z niewidzialnego kurzu i oświadczył patrząc mi głęboko w oczy:
-Za tydzień o tej samej porze, w tym samym miejscu. Masz przyjść z wybraną osobą. Jeśli nie, sam ją wybiorę. To bardzo poważne zadanie, Esme. Wiem, że mogę na tobie polegać.
     Biegłam przez ciemny, gęsty las. Teraz, kiedy wszystko już się zaczęło układać, ta niezrównoważona psychicznie osoba mówi mi coś takiego. Nie potrafiłam ułożyć tego w całość. To mnie rozbiło. Nasuwały mi się setki pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Czułam się jak w jakimś cholernym science-fiction, ale niestety- to była rzeczywistość.
  
  Carlisle
  Wróciłem do domu w dobrym humorze. Po przybyciu wszedłem do pokoju Leona, który smacznie spał w swojej kołysce. Miałem nadzieję, że zastane tam żonę.
      -Gdzie Esme?-spytałem najstarszą córkę, kiedy zobaczyłem ją na korytarzu.
-Wyszła gdzieś- fuknęła pod nosem i odeszła.
    Minęły dwie godziny, wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, ja postanowiłem pójść do gabinetu, ale okazało się, że nie mam już więcej pracy, dlatego zrelaksowałem się na kanapie w salonie przed jakimś miłym programem telewizyjnym, jednak po pewnym czasie zaniepokoiłem się. Za oknem lalo jak z cebra, a mojej żony wciąż nie było. Na szczęście kilkanaście minut później usłyszałem głośny trzask drzwi frontowych.
   Uśmiechnąłem się, ale gdy zobaczyłem Esme przemoczoną do suchej nitki, przestraszyłem się. Miała smutne oczy. Sięgnąłem po koc, który znajdował się pod poduszką i okryłem nim żonę, ale ona zrzuciła go na podłogę.  Przywarła do mnie całym swoim mokrym ciałem i łkała. Nie wiedziałem, w jaki sposób rozpocząć rozmowę.
     -Esme... Co się stało?
Ponownie otuliłem ją kocem i usiedliśmy na kanapie. Trzymałem żonę mocno w ramionach. Ona siedziała obok mnie. Wtulała swoją głowę w moje ramię i wpatrywała się w jakiś punkt.
    -Kochanie... Musisz mi wybaczyć- wyszeptała.
-Ktoś ci coś zrobił?-szepnąłem jej do ucha, kołysaliśmy się.
-Tak-głos małżonki się łamał. -Nie tylko mnie. Nam wszystkim.
To Roy.
  - Roy? Co ty mówisz? Nie skrzywdziłby cię.
-Mylisz się. To on...-wzięła głęboki wdech i spojrzała w moje oczy. Była przerażona.  -To on podrzucił Leona do lasu. Zrobił to specjalnie, by mnie zwabić. Carlisle, ja nie wierzę w to, co się stało. Roy... Jest tym wilkiem.
-Esme, co się z tobą stało? -spojrzałem na nią zaskoczony i jednocześnie przestraszony.
-Nie wierzysz mi, prawda? -nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
-Wierzę, ale to trudne do zrozumienia. Nigdy nie miałem podstaw, by sądzić, że on może być wilkiem. Poczułbym to. Nie wiem... Zapach, zachowanie, reakcja... Na dodatek to, jak się zachowujesz. Jakby ktoś cię podmienił.
-Chce zbadać naszą rasę. Powiedział, że mam wybrać jednego członka naszej rodziny... Albo sam go wybierze a na dodatek stracimy Leona. Myślisz, że jest do tego zdolny?
-Nie może nas szantażować-zagłębiłem się w rozmyślaniach, co moja żona zauważyła.
-Jest coś jeszcze- spuściła głowę. Yhym... Chyba gorzej być nie może, pomyślałem. -Wtedy, na tym bankiecie rozmawiałeś ze swoją koleżanką a ja z Roy'em. Wyszłam, bo... Złożył mi niepokojąca propozycję.
-Esme?-tak, chyba może być gorzej.
-Ja nie chciałam. Roy...-zakryła twarz w dłoniach. Chociaż jej stan się nieco poprawił, i tak wyczuwałem zdenerwowanie w jej głosie. Próbowałem jakoś uratować sytuację, chociaż zdawałem sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina
    Poczułem się jak skończony palant. Ona tak bardzo cierpiała. Przeżywała to i nie mogła nikomu powiedzieć o swoich problemach. A ja byłem zajęty pracą, stałem po stronie tego drania. Słuchałem go,  kiedy wyzywał moją ukochaną od najgorszych.
    Ponownie chwyciłem żonę w ramiona i pocałowałem w skroń. Esme już trochę odetchnęła lecz czułem, że najgorsze jeszcze przed nami.
       -Jesteś na mnie zły?-zapytała przestraszona.
- Skarbie, oczywiście że nie.
- Carlisle... Nie możesz się obwiniać.
-Kochanie, to ja muszę cię przeprosić. Brakowało mi ciebie. Nie martw się, jakoś sobie poradzimy. Jesteśmy razem. Zawsze.
-Dziękuję. Przytul mnie i nie puszczaj . Tylko tego teraz potrzebuję.
     Uniosłem jej podbródek i otarłem swoim policzkiem jej. Miała taką delikatną skórę... Było jej dobrze. Przymknęła powieki i delikatnie musnęła mój policzek. Ująłem twarz żony w dłonie. Zbliżyłem się do ust, a ona je rozchyliła i otwarła oczy. Byliśmy blisko siebie. Czułem ciepło bijące od Esme, jej gorący, słodki oddech i zatraciłem się. Ukochana usiadła na mnie okrakiem. Głaskałem plecy małżonki, a ona oplatając rękoma mój kark, ciągnęła mnie lekko za włosy. Nasze pocałunki były namiętniejsze, ale gdy przypomniałem sobie, że niedaleko nas są pozostali domownicy, wróciłem do realnego świata.  Odsunąłem więc od siebie Esme i powiedziałem:
    -Miałaś ostatnio ciężki okres. Zapewne musisz być zmęczona tym wszystkim. Pójdę przygotować kąpiel, hm?
-Dobrze- westchnęła i usiadła obok patrząc, jak odchodzę.
   
    Esme
    Carlisle wyszedł, a w pokoju zjawił się Edward. Usiadł na kanapie mierząc mnie wzrokiem. Chciał się czegoś dowiedzieć, chociaż i tak wszystko mu powiedziałam w myślach. Zmierzwiłam jego miedziane włosy uśmiechając się.
     -Esme...  To znaczy mamo.
Lubię, kiedy tak mówisz, pomyślałam, a jego twarz rozpromieniła się.
-Chciałbym ci powiedzieć, że my również jesteśmy z tobą-mój syn przysunął się bliżej, by mnie przytulić.
-Dziękuję-było mi tak dobrze... Pomimo tego, że moje wątpliwości nie zostały rozwiane, mam przy sobie kochającą rodzinę.
-Nie pozwolimy zrobić tobie krzywdy. Ani nikomu innemu. Tylko proszę cię, zacznij myśleć pozytywnie, bo niedługo to chyba ja zwariuję.A tak na marginesie, chyba mały się budzi.
Jak nazywasz Leona "małym" też lubię, przekazałam mu w myślach.
-I chce, żebyś do niego przyszła. Jest głodny. Myśli, że długo cię przy nim nie było.
-Kocham cię, skarbie- wyszeptałam posyłając w stronę syna całusa. I poszłam do pokoju najmłodszego "syna".
     Leżał w kołysce uśmiechnięty i kopał nóżkami. Był duży i silny. Miał siedem miesięcy. Cieszę się, że spotkało mnie takie szczęście, chociaż nie wiem, czy powinnam to tak określać.  Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła,  gdyby go nie było.
    Wyjęłam Leona i bawiłam się z nim, gdy nagle pojawił się mój mąż. Widziałam w jego miodowych oczach radość oraz miłość, dlatego podeszłam bliżej wręczając mu dziecko.
    -Jakbyś mógł się nim zająć przez najbliższe pół godziny, a ja w tym czasie pójdę zrelaksować się w wannie -ujrzałam jego zdziwione spojrzenie i zaśmiałam się. To Leon przynosi mi taką radość. -A jak wyjdę to zaopiekuję się moim małym przystojniaczkiem -skierowałam te słowa do syna, a on ponownie się zaśmiał.
-A co z tym dużym przystojniaczkiem ? -spytał Carlisle, gdy wychodziłam już z pokoju.
-Też się nim zajmę.
-Brakowało mi twojego uśmiechu- odparł widząc, że zawracam ku nim.
-Tylko troszkę w inny sposób-dokończyłam myśl, którą wcześniej przerwał mi mój małżonek.

11 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział, cudowna historia.Nie moge doczwekać się dalszej części.Pisz szybko i zapraszam do siebie na blog o Ariannie Volturi, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział
    cudny :) najbardziej to spodobała mi się końcówka ^^ jejku, jak ja
    uwielbiam te rodzinne momenty, szczególne z Esme, Carlisle'm i małym
    (jak go nazywam Edward) a Leoś jest taki słodki *.* (nie mogłam się
    powstrzymać przed nazwaniem bobasa Leosiem) sama mam młodszego brata, no
    ale on nie jest już taki mały i słodki :(
    czy Esme spełni "rozkaz" Roya i przyprowadzi kogoś z rodziny? ja
    wnioskuję, że nie...
    no nic, czekam na nn :) pozdrawiam i do napisania ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się z końcówką. Też często chcę napiać "Leoś". Dzięki *_*

      Usuń
  3. Ach, nareszcie =) Jestem zachwyca, ale może tak od początku...
    Nadal nie potrafię przekonać się do imienia Leon, nie wspominając o skrócie Leoś. Boziu, naprawdę musieli dzieciaka tak skrzywdzić? :/ Przez to nie potrafię przejąć się odpowiednio i sama bym oddała go Roy'owi przy pierwszej okazji, ale to taki mały szczegół.
    Ach, spodziewałam się wielu rozwiązań, ale nie czegoś takiego! Coś czułam, że tego Roy'a nie wprowadziłaś przypadkiem, ale tego się nie spodziewałam i chwała ci za to! Genialny pomysł, zwłaszcza, że mam słabość do akcji z szalonymi naukowcami. Dylemat Esme genialny i aż się doczekać nie mogę tego, co wydarzy się dalej.
    Ogólnie jestem zachwycona, kochana <33 Chcę więcej i mam nadzieje, że nowy pojawi się zdecydowanie szybciej.
    Weny,
    Nessa ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. super :) błagam pisz częściej bo nie wytrzymam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się pisać, jak najczęściej, ale to zależy od weny, humoru itp.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  5. Świetne, cudowny rozdział, czekam na kolejny...<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, to było genialne!
    "-A jak wyjdę to zaopiekuję się moim małym przystojniaczkiem -skierowałam te słowa do syna, a on ponownie się zaśmiał.
    -A co z tym dużym przystojniaczkiem ? -spytał Carlisle, gdy wychodziłam już z pokoju.
    -Też się nim zajmę. " - Mój ulubiony moment :)
    Wyszło Ci mistrzostwo, najpierw tyle akcji (Roy wilkołakiem, jego szantaż), aby potem skupić się na relacjach Esme i Carlisle'a :3
    Mam nadzieję, że jakoś z tego wybrną i nie oddają Leona.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Och! Nie spodziewałam się takiego prostu sprawy! Jak on może proponować jej takie coś? Roy jest okrutny!
    Ooo! Jaka ta końcówka była słodka ^-^
    Jestem baaardzo ciekawa, czy zgodzą się na warunek Roya.
    Maggie

    OdpowiedzUsuń