Esme:
-Smutno mi stąd wyjeżdżać... -westchnęłam- tyle tu się wydarzyło. -Carlisle pogłaskał mnie po włosach, a ja przytrzymałam jego dłoń.
-Nie przejmuj się. Tam gdzie cię zabieram będzie jeszcze lepiej.
-Dlaczego nie pojedziemy do domu? Do dzieci. Tęsknię za nimi- odparłam, a on ponuro się uśmiechnął i objął mnie w talii. Spuściłam wzrok.
-Esme, spójrz na mnie -poprosił, a ja z opóźnieniem podniosłam wzrok. Bałam się spojrzeć w jego piękne oczy, które tak bardzo kocham. To one są moją nadzieją na lepsze jutro... Tylko one potrafią mnie w pełni zrozumieć- Chcesz pojechać do domu?
-Nie... Nie wiem. Chcę spędzić ten czas z tobą, ale wiesz, że kocham także nasze dzieci?
-Oczywiście, że wiem. Ale nie róbmy z nich aż takich dzieci. Są dorośli. Uwierz, poradzą sobie. A ja cię zabieram do Włoszech- uśmiechnął się ciepło. Po tym, co powiedział, uśmiechnęłam się i ja. Zbliżyłam się do niego, stanęłam na palcach i musnęłam jego usta.
***
- Carlisle, zwolnij- upomniałam mojego męża, który-moim zdaniem- jechał stanowczo za szybko. -Zgodziłam się na kupno samochodu, ale nie po to, żeby mieć wypadek! -podniosłam głos. Mój ukochany kupił auto, ale ja uważałam, że to beznadziejny pomysł. Carlisle stanowczo nie miał co robić z pieniędzmi. A ja myślałam, że to kobietom nie daje się pieniędzy....
-Wiesz, że jeżdżę bezpiecznie. Przynajmniej z tobą- zażartował. Przewróciłam oczami.
-Proszę... Nienawidzę, jak jeździsz z taką prędkością.
-Kochanie, wiesz przecież, że nie może nam się nic stać. Nie dramatyzuj... -odparł. W jego głosie nie słyszałam krzty zmartwienia. Cały czas wpatrywał się w drogę.
-Jesteś egoistą! -warknęłam i uderzyłam go w ramię.
-Myślałem, że jesteś ostatnią osobą, która może powiedzieć o mnie coś takiego- Carlisle posmutniał, myślałam że żartuje, ale on naprawdę wydawał się być nie w sosie.
-Skarbie! Przecież żartowałam! Hej! -próbowałam go jakoś pocieszyć, ale chyba się obraził. -Panie doktorze... Nie chciałam pana obrazić. Może pan coś powie?
-Zwolniłem- powiedział. Nie rozumiałam, co się z nim dzieje. Przecież nigdy się tak nie zachowywał. I on się denerwował, i ja. Myślałam, że mu przejdzie, ale to nie nastąpiło aż do czasu, kiedy dojechaliśmy do Wenecji.
-Cieszę się, że jestem tu razem z tobą -stwierdziłam, gdy wysiedliśmy z auta. Udało mi się doprowadzić go do uśmiechu.
-Ja też się cieszę.
-Przeszło ci już? -popchnęłam go na maskę samochodu. Poczułam jego dłonie, które zaciskały się na moich ramionach.
-Co miało mi przejść? -spytał, jak gdyby nigdy nic. Zmrużyłam oczy. -Przecież nie byłem zły.
-Obraziłeś się na mnie - stwierdziłam.
-Nie mógłbym się na ciebie obrazić - Carlisle zaciekle bronił swego. Oczywiście, pomyślałam. -Chciałem ci pokazać, że mężczyzna też potrafi się obrażać o byle co.... -nie mogłam uwierzyć, w to co powiedział. Teraz to naprawdę zachowywał się jak egoista. Gdzie jest mój Carlisle? Mój dawny Carlisle... Może to chwilowe?
-Wiesz co...
-Może pójdziemy do naszej pięknej willi ? A później się przejść? Co ty na to? -zaproponował. Szczerze mówiąc, miałam inne plany, ale przecież one mogą poczekać. Nie mogłam mu odmówić...
________________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału i wy pewnie też nie. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie o wiele lepszy. Dziękuję, że jeszcze ktoś wytrzymuje przy tych wypocinach. Wszystko powstało przy muzyce Belindy CARLISLE . Tak się złożyło. Jeśli ktoś to przeczyta, to proszę o komentarz.
Nie rozumiem, dlaczego jesteś niezadowolona! Rozdział - mimo że krótki - to bardzo mi się podobał i chcę tylko więcej! Carlisle obraza się o takie coś? Dziwne... A do tego te Włochy... Czyżby coś się kroilo? ;>
OdpowiedzUsuńKomentarz jest krótki, bo jestem na tel. :( Czekam na nn i pozdrawiam. :*
Rozdział krótki, ale fajny! Carlisle egoistą? Ahaa... To do niego nie pasuje ;3 Włochy... Złe skojarzenia, oj złe. Volturi?
OdpowiedzUsuńWeny życzę :*
Jedyne za co możesz porządnie sobie przyłożyć, to długość - strasznie króciutko. Ale poza tym podobało mi się, chociaż liczyłam na trochę więcej akcji. Pociesza mnie przyjazd do Włoch, bo to naturalnie nasuwa mi na myśl Volturi... Albo przystojnych włochów. Ach, mam jakąś słabość do postaci, które są z pochodzenia włochami - ciemne włosy, idealne rysy i ten mroczny, cholernie pociągający charakter... <33
OdpowiedzUsuńOkej, ale wracając do rozdziału, jak najbardziej powinnaś być zadowolona. Swoją drogą, ciekawe jest to, że bez powodu się obradził. Co ty kombinujesz, hm? Poza tym wydawało mi się, że w tej rodzinie wszyscy mają słabość do prędkości - skoro nawet Bella się przestawiła, dlaczego Esme miałabym dostawać "zawału" przez szybką jazdę? ^^
Pozdrawiam i czekam na więcej,
Nessa.
PS. Tak, wiem - jestem wredna. Ale te oświadczyny od początku miały zostać odrzucone.
PS2. Wybacz, że dopiero teraz, ale coś miałam nie tak z weryfikacją obrazkową. Po ci i ona? xD
Hymm... Co ja mogę napisać? Może zacznę od tego, że Włochy kojarzą mi się z Volturi, a to zawsze zwiastuje jakieś zamieszanie? Widzę, ze nie tylko ja tak sądzę. :) Muszę powiedzieć, że rozdział mimo, że był krótki, podobał mi się. Poznałam innego Carlisle'a. Szczerze mówiąc wolałam go takiego miłego i wgl. Czyżby u naszych gołąbeczków szykowała się jakaś burza?? Mam wielką nadzieję, że nie.. Jeszce raz napiszę, że rozdział bardzo mi się spodobał. ; **
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Marta :) ...
Czytam = komentuję :) haha
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało i czekam na więcej :)
witam kochanie <3 uch, kocham to jak piszesz :) zniecierpliwiona czekam na nn, a gdy znajdziesz czas, wpadnij: http://friends-love-forever-and-ever.blogspot.com/ jest nn :*
OdpowiedzUsuńInka
Ja też mam nadzieję, że to zachowanie Carlisle'a jest chwilowe. Jakoś... Zrobił się inny. Coś się stało?
OdpowiedzUsuńMaggie