wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 14




  Carlisle
     
      Na wampirzych twarzach malowały się maleńkie diamenciki wywołane przez słońce. Był to kuszący widok dla oka, wystarczyło by drobna szatynka, którą wziąłem pod ramię lekko przechyliła głowę, a światełka oświetlały całą plażę. U drugiego boku Esme szła Alice, jak zwykle cała w skowronkach. Powrót do domu był przyjemny, chociaż nie ukrywam- wolałbym zostać sam na sam z ukochaną, ponieważ chciałbym poruszyć temat powracający do mnie codziennie, od czterech lat. Mianowicie był to temat  Roy'a. Intuicja podpowiadała mi, iż ta rodzinna atmosfera to tylko cisza przed burzą.
      -Zbiera się na deszcz-odparła najmłodsza córka.
       Zsunąłem rękę niżej, wzdłuż doskonałego ciała mojej małżonki i teraz obejmowałem ją w talii. Uśmiechnąłem się sam do siebie słysząc ciche westchnienie  kobiety. 
                            ***
      Siedząc na białej kanapie w salonie przybranym w brązowo-złote barwy, rozmyślałem o dzisiejszej uroczystości. Dla najmłodszego syna było to bardzo ciekawe doświadczenie. Zaryzykowaliśmy zapraszając gości-wampirów, którzy niechętnie przystali na prośbę o dochowaniu tajemnicy, jednak wszyscy wiemy, czym mogłoby się skończyć, gdyby ktoś nie trzymał języka za zębami.
     Po mojej prawej stronie siedzieli Jasper z Alice i oglądali jakiś serial detektywistyczny przytulając się. Ja wpatrywałem się w obraz przedstawiający porcelanową lalkę ubraną w fiołkową, rozłożystą suknię. Nie okazywała uczuć. Uwielbiałem to pomieszczenie- urządzone skromnie lecz z przepychem. Może to dlatego, że jego wygląd jest zasługą mojej Esme? A może, bo zbiera się tutaj cała rodzina, co nadaje niebiańską aurę?
     Dobiegły mnie odgłosy z łazienki. Esme odkręciła kurek we wnętrzu wanny pozwalający wypuścić wodę i już po chwili przyłączyła się do rodzinnego grona biorąc Leona na kolana. Była piękna. Przebrała się w brzoskwiniową, przewiewną sukienkę.
    Po przeprowadzeniu wywiadu dotyczącego stanu psychicznego syna, moja żona zdecydowała, że czas do łóżka. O tak, pomyślałem oblizując dolną wargę, co nie uciekło uwadze Esme i tylko skarciła mnie wzrokiem.Walczyłem z sobą, by nie wziąć w ramiona ukochanej i powiedzieć jej, jak bardzo ważna jest w moim życiu. Zrobiłbym to bez cienia wahania, gdyby nie świadomość, że w pobliskim pokoju Alice czyta dobranockę bratu. Oboje woleliśmy być sami, a w tym momencie żona drażniła mnie niewyobrażalnie mocno, choćby poprawiając sobie gęste włosy. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo mnie uwodzi i tępo wpatrywała się w ekran telewizora nawet nie racząc spojrzeć na mnie.
      Niczym zwierzę rzuciłem się na nią pozwalając do pozycji leżącej i przytrzymując delikatne dłonie i nadgarstki.
       -Carlisle, nie! Co ty wyprawiasz? Przestań!
        Napierałem na Esme całym ciałem nie spuszczając z uścisku i słysząc pod sobą ten melodyjny śmiech, całowałem każdy cal szyi anielicy. Ona próbowała mnie odepchnąć, jednak jej starania poszły na marne.
      -Wyzwalasz we mnie najgorsze zmysły, skarbie- wyszeptałem do jej ucha.
      
      Esme
    Wiedziałem, że prędzej czy później uwiodę tego przystojniaka. Specjalnie go prowokowałam tak bardzo stęskniona za czułym dotykiem. Należy pamiętać, że każdy kij ma dwa końce. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, bo przyciśnięta do kanapy starałam się uwolnić i wołać o pomoc, jednak uświadomiłam sobie, że niedaleko mnie zasypia Leon.
      Mąż mnie unieruchomił i drażnił moją wrażliwą skórę swoimi twardymi wargami, ale nie całując.
      -Nie przeszkadzajcie sobie-mruknął niespodziewanie Edward przechodzący przez salon.
O nie! Korzystając z okazji szybko odskoczyłam i nie zdążyłam się zorientować, kiedy blondyn o zmierzwionych włosach chwycił mnie za dłoń.
      -Esme, nie-warknął.
-Muszę z nim porozmawiać. Mogę?
-Proszę, on nie ma pięciu lat i wie, co robiliśmy.
-Nie o to chodzi-wyrwałam mu rękę zdumiona swoim zachowaniem.
                           ***
   -Edwardzie-wyszeptałam przez uchylone drzwi od pokoju syna. -Mogę wejść?
Nie czekałam na pozwolenie tylko pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Miedzianowłosy leżał na sofie wpatrując się ponuro w sufit. Układałam sobie w głowie tekst, który chciałam mu powiedzieć, ale plątałam się w tym i widząc, że kącik ust chłopaka drgnął, darowałam sobie zdając się na improwizację.
       -Edwardzie, synu, ja wiem, że to co widziałeś... Nigdy nie okazywaliśmy swoich uczuć przy was...
-Dobra, Esme, nie męcz się już. Jak powiedział Carlisle, nie mam pięciu lat.
Edward usiadł biorąc na kolana białą poduszkę.
-Już rozumiem, co chciałaś mi przekazać.
-Wiem, że chcesz, abym teraz opuściła ten pokój, ale ja widzę, że coś jest nie tak. Porozmawiasz ze mną? -dość długo czekałam na odpowiedź.
-Mogłem się nie odzywać, jak was widziałem. Ale tak, masz rację. Bo nic nie jest takie, jakie powinno być.
Westchnął, by po chwili kontynuować:
-Jestem strasznie przygnębiony. Jestem jedynym singlem w tej rodzinie. I nawet nie wiesz, jakie to męczące uczucie słuchać waszych myśli.
-Jestem pewna, że znajdziesz tę jedyną.
-Chyba sobie kpisz. Znajdę? Niby kiedy? Czekam już tyle lat. Od dekad jestem samotny. Co ze mną jest nie tak?
-Ty po prostu czujesz się samotny, wmawiasz to sobie i nie widzisz, jak wiele dziewcząt wzdycha na twój widok.
Chłopak prychnął spuszczając wzrok i zerkając na swoje blade dłonie.
-Tak bardzo chciałbym być taki, jak Carlisle. On cię bardzo kocha. On ma swoją ukochaną, może ją przytulać, całować. Może się o nią troszczyć i zapewniać jej bezpieczeństwo.
-On, Edwardzie, na swoją ukochaną musiał czekać wiele lat. Zasłużył na to, zarówno jak i ty-uśmiechnęłam się mówiąc o sobie w taki sposób.
-Ale ja już nie chcę czekać!-uniósł się.
-Moje matczyne, zmarłe serce podpowiada mi, iż wkrótce spotkasz wybrankę. Może specjalnie dane ci jest wyczekiwać, byś  później traktował ją z należytym szacunkiem i miłością.
-Pieprzysz...
-Edwardzie!
-Przepraszam, mamo. I dziękuję.
MAMO!
-A teraz już idź, bo Carlisle umiera z tęsknoty.
Zaśmiałam się i przywarłam do syna chcąc go pocieszyć. Jakbym się czuła, gdyby wszyscy wokół byli razem, a ja byłabym samotna? Ścisnęłam mocniej syna bojąc się własnych myśli.
-Zobaczysz, będzie dobrze.
-Kocham cię, Esme.
-Skarbie, ja ciebie też bardzo kocham-jego słowa na mnie wpłynęły i czule pogłaskałam Edwarda po policzku.
                            ***
    -I jak?
Usiadłam na kolanach Carlisle'a i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową wdychając ten pięknny zapach. Mieszanka banana i cynamonu połączona z perfumem. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
-Jesteś jego autorytetem. Nie zepsuj tego, kotku.
      Zanim ujrzałam triumfujący uśmiech na twarzy męża, pocałowałam go w kącik ust. Bezradnemu Carlisle'owi pozostawało tylko położyć silne dłonie na moich plecach i sycić się tą chwilą wraz z kochaną małżonką.
______________________________
Witam Was :) Rozdział miał być wcześniej, ale troszkę go pozmieniałam. Bardzo Wam dziękuję za komentarze, odwiedziny i grono obserwatorów! Jestem ciekawa, czy 14 rozdział również przypadnie moim czytelnikom do gustu. Jest kilka kwestii, które chciałabym poruszyć.
1. W poprzedniej notce pewien anonim, którego gorąco pozdrawiam (jeśli to czyta) spytał, czy każdy może do mnie napisać na GG. Tak. Chętnie Poznam nowe osoby, ale prosiłabym bez głupich żartów i dowcipów.
2. Jest mi przykro, że tak wielu blogerów w wakacje przestaje dodawać notki. Ok. Ja rozumiem. Są wakacje, ktoś gdzieś wyjeżdża, jest upał, nikomu się nie chce. Na dodatek jakaś praca... No ale chyba są dni, w których tak strasznie Wam się nudzi? Nie wierzę, że nie w ciągu dwóch miesięcy.Jak przyjdzie rok szkolny będziemy mówić, że za dużo nauki itp.
3. Nie wiem, jak  to będzie z kolejną notką, ponieważ 2.08 wyjeżdżam. Postaram się coś napisać podczas wyjazdu.
4. Przepraszam, że te rozdziały są takie "suche", ale muszę zwolnić z akcją xd
5. I przepraszam za to, że tu się tak rozpisałam, choć właściwie to nie miejsce na pisanie własnych uwag. Nie wiem, dlaczego, mam ochotę gadać,gadać i gadać (w tym przypadku pisać). Zapraszam na gg :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 13




 
LEON





         Esme

         To, co działo się w naszym domu przekraczało wszelkie granice. Szybkim krokiem zmierzałam do gabinetu Carlisle'a -nie pukałam tylko zamaszyście pchnęłam drzwi i stanęłam przed biurkiem. Widząc mojego męża siedzącego  na obrotowym, skórzanym krześle, podpierającego się łokciami o blat i zasłaniającego sobie uszy dłońmi, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z drugiej strony było mi go żal, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
         -Kochanie? -spytałałam, kiedy mój małżonek nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
-Coś się stało?
-Coś się stało? Naprawdę tylko tyle masz mi do powiedzenia? Odwołałam spotkanie z klientami*, bo nasze dzieci traktują ten dom, jak...
-Spokojnie-Carlisle nie pozwolił mi dokończyć. -Zaprosiłaś klientów do domu?
-To teraz nieistotne. Wyjątkowa sytuacja. Ale nie o to chodzi. Musimy przemówić do rozsądku Rosalie i Emmett'owi. Mamy w domu TRZYLETNIE dziecko, które jest wszędzie, a oni kochają się prawie zawsze .. -wyżaliłam się.
Carlisle przygarnął mnie do siebie i oparł swoją brodę o moją głowę.Miałam wrażenie, iż tłumi w sobie śmiech. Uniosłam kąciki ust ku górze.
-Mówisz to mnie? Jestem lekarzem, usiłuję jakoś pracować, a co najgorsze- ich sypialnia jest nad moim gabinetem.
         Znienacka popatrzyłam po ciemnym pomieszczeniu i stwierdziłam, że przydałoby się temu miejscu trochę zmian. Beżowa barwa ścian straciła"magię" swojego koloru. Biurko zostało ustawione pod oknem, wszelki sprzęt medyczny znajdował się pod równoległą ścianą. Jedynie miękka czarna kanapa, na której siedziałam tutaj pasowała.
        -Esme, słuchasz mnie?
-Oczywiście, że tak, po prostu myślałam, co by tu można zmienić.
-Nie rób mi tego, skarbie. Z tego, co pamiętam rozmawialiśmy o czymś innym-Carlisle spojrzał mi w oczy. Musiałam być szczera.
-Chcesz tam pójść i z nimi porozmawiać? -zachichotałam widząc jego powagę.
-Co to, to nie. Musimy mieć jakiś plan...
Przedyskutowaliśmy parę kwestii i po dłuższych rozmyślaniach, zawarliśmy kompromis. Czy podjęliśmy słuszną decyzję? To miało się okazać w czwarte urodziny naszego syna. 

***

       Nadszedł ten wielki dzień- Leon ukończył 4 lata! Dużo od tego czasu się zmieniło. Chociażby to, że chłopiec jest "adoptowany". Nasza rodzina musiała nauczyć się normalnie życ, a w zakres "obowiązków" wchodziło:jedzenie, picie, spanie... To wszystko dla małego chłopca. Od czterech lat słuch o Roy'u zaginął, co nie zmienia faktu, że nadal mnie to niepokoi. Pragnę tylko szczęścia mojego synka.
    Wpadłam do pokoju, w którym zażenowany Leon stał na białym drewnianym krzesełku nie kryjąc przy tym poirytowania. Jego starsza siostra wybierała ubrania na dzisiejszy dzień.
    -Mamo, nóżki mnie bolą, stoję tu już chyba godzinę.
-Wytrzymaj jeszcze troszkę-pocieszyłam go.
-No właśnie, już kończymy. Jeszcze czegoś mi tutaj brakuje- brunetka odsunęła się, by zobaczyć strój w całości-Ale już teraz wyglądasz cudownie, prawda Esme? 
 -Ślicznie. Mój mały synuś.
Podeszłam do niego i ujmując małą twarzyczkę w dłonie, pocałowałam czterolatka.
-Mamo!-zaśmiał się.- Przestań, nie mały. 
-No dobrze. Alice, pospiesz się, goście już idą.
     Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę, Leon nie znał wszystkich osobiście. Czasami zamiast bajek na dobranoc, opowiadałam mu na przykład o rodzinie z Denalii. Nie wszyscy rozumieli, dlaczego "zaadoptowaliśmy" dziecko i również nie pochwalał i tego. 
     Minęło dwadzieścia minut, zanim przywitaliśmy wszystkich. Z powodu brzydkiej pogody postanowiliśmy zostać w domu. Wszystko było gotowe, tort urodzinowy, prezenty. Na dzisiejszy dzień założyłam koktajlową, niebieską sukienkę przeplataną złotym paskiem w pasie. Do tego czarne, klasyczne szpilki. Rosalie upięła moje brązowe włosy w kok oraz lekko pomalowała twarz.
     Czekaliśmy na naszego solenizanta, ponieważ to był jego dzień, każde jego urodziny świętowaliśmy. Dzieliło nas wiele, na przykład to, że on się starzeje z dnia na dzień, dlatego tak wielką wagę przywiązywaliśmy do tego dnia.
Wyszedł. Mój śliczny chłopiec, pomyślałam uśmiechając się do niego, każdy obserwował Leona, a on, biedny, był lekko zmieszany. Prowadziła go Alice dodając  otuchy. Postarała się.
Granatowa marynarka,  biała bluzka  oraz musztardowe opinające spodnie i eleganckie buty. 
Po odśpiewaniu "sto lat", zjedzeniu tortu (którego smaku wampiry nie poczuły) oraz kolacji, rozpakowaniu prezentów, wszyscy goście rozeszli się do ogrodu, salonu, kuchni. 
     -Kochanie, gotowa?-szturchnął mnie w ramię Carlisle.
-Tak. Masz klucze?
Blondyn wyciągnął z kieszeni jeans'ów pęczek kluczy. 
-Świetnie. Trzeba tylko znaleźć Alice i możemy iść. 
Przestudiowałam pomieszczenie szukając Leona. Zaskarbił sobie zaufanie Carmen. Uśmiechnęłam się widząc mojego syna na kolanach kobiety otoczonej przez resztę jej rodziny. 
  
 
  Carlisle 

      Wraz z Esme, Alice oraz Rosalie i Emmett'em szliśmy wybrzeżem zmierzając do punktu oddalonego o 400 metrów, oczywiście wampirzym tempem byliśmy na miejscu chwilę później. Nie spodziewałem się, iż moja żona znajdzie takie ciekawe miejsce. 
      -Powie nam ktoś o co chodzi?-przerwała ciszę Rosalie.
-No dobrze. Nie powinniśmy przed wami tego taić-uśmiechnęła się Esme.- Oto wasz nowy dom.
Moja małżonka wskazała na piętrowy domek na wzgórzu. Zapadła cisza. Słychać było szum fal rozbijających się o brzeg oraz mewy krążące nad naszymi głowami.  Emmett uśmiechał się zawadiacko, jego żona była bardziej zdezorientowana, wpatrywała się w ocean.
     -Esme? Mówisz poważnie? Zrobiłaś ten dom?
-No może nie zrobiłam, ale udekorowałam wnętrze i przeprowadziłam małą renowację. Od dawna przyciągał moją uwagę. Czasami przychodziłam tutaj na spacery i widząc go myślałam o was.
-Nie mogę w to uwierzyć!-Rose rzuciła się mojej ukochanej na szyję i wycałowała. Nie mogłem ukryć śmiechu. -Jesteś kochana. Od zawsze marzyłam o mieszkanku nad brzegiem morza.Kiedy zdążyłaś to zrobic, cały czas byłaś z Leonem w domu?
-Mam swoje sposoby. 
-Przyda wam się troszkę swobody- wtrąciła Alice.
-Oj, tak. Ta noc będzie długa-rozmarzył się Emmett, a my wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Objąłem przy tym Esme. Byłem z niej bardzo dumny, chociaż to jej fach. Poza tym cieszyłem się, że Emmett i Rosalie będą mieli własny kąt, w którym.... No wiadomo co :)


* Esme jest projektantką wnętrz w wolnych chwilach.
___________________________________________________________________
Witam Was, moi kochani :) Wróciłam po tygodniu, jak na mnie to bardzo szybko, ale postanowiłam, że w wakacje rozdziały będą pojawiac się częściej. Tak do końca, nie wiem kiedy dodam nn, ponieważ moja wena się ulatnia. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, bo według mnie jest taki... suchy xd Powiem tyle, że najważniejsza akcja rozpocznie się za parę, może kilkanaście notek. Kusiło mnie, by dodac go dzisiaj, no ale mam nadzieję na komentarze od Was. Przy okazji chciałabym Wam podziękowac za to, że jesteście ze mną, za komentarze i odwiedziny. Jesteście cudowni :) Tak poza tym, jeśli chcielibyście popisac, zapraszam na gg 50946972. Będzie mi bardzo miło ;d 
Do napisania :)