LEON |
Esme
To, co działo się w naszym domu przekraczało wszelkie granice. Szybkim krokiem zmierzałam do gabinetu Carlisle'a -nie pukałam tylko zamaszyście pchnęłam drzwi i stanęłam przed biurkiem. Widząc mojego męża siedzącego na obrotowym, skórzanym krześle, podpierającego się łokciami o blat i zasłaniającego sobie uszy dłońmi, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z drugiej strony było mi go żal, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
-Kochanie? -spytałałam, kiedy mój małżonek nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
-Coś się stało?
-Coś się stało? Naprawdę tylko tyle masz mi do powiedzenia? Odwołałam spotkanie z klientami*, bo nasze dzieci traktują ten dom, jak...
-Spokojnie-Carlisle nie pozwolił mi dokończyć. -Zaprosiłaś klientów do domu?
-To teraz nieistotne. Wyjątkowa sytuacja. Ale nie o to chodzi. Musimy przemówić do rozsądku Rosalie i Emmett'owi. Mamy w domu TRZYLETNIE dziecko, które jest wszędzie, a oni kochają się prawie zawsze .. -wyżaliłam się.
Carlisle przygarnął mnie do siebie i oparł swoją brodę o moją głowę.Miałam wrażenie, iż tłumi w sobie śmiech. Uniosłam kąciki ust ku górze.
-Mówisz to mnie? Jestem lekarzem, usiłuję jakoś pracować, a co najgorsze- ich sypialnia jest nad moim gabinetem.
Znienacka popatrzyłam po ciemnym pomieszczeniu i stwierdziłam, że przydałoby się temu miejscu trochę zmian. Beżowa barwa ścian straciła"magię" swojego koloru. Biurko zostało ustawione pod oknem, wszelki sprzęt medyczny znajdował się pod równoległą ścianą. Jedynie miękka czarna kanapa, na której siedziałam tutaj pasowała.
-Esme, słuchasz mnie?
-Oczywiście, że tak, po prostu myślałam, co by tu można zmienić.
-Nie rób mi tego, skarbie. Z tego, co pamiętam rozmawialiśmy o czymś innym-Carlisle spojrzał mi w oczy. Musiałam być szczera.
-Chcesz tam pójść i z nimi porozmawiać? -zachichotałam widząc jego powagę.
-Co to, to nie. Musimy mieć jakiś plan...
Przedyskutowaliśmy parę kwestii i po dłuższych rozmyślaniach, zawarliśmy kompromis. Czy podjęliśmy słuszną decyzję? To miało się okazać w czwarte urodziny naszego syna.
***
Nadszedł ten wielki dzień- Leon ukończył 4 lata! Dużo od tego czasu się zmieniło. Chociażby to, że chłopiec jest "adoptowany". Nasza rodzina musiała nauczyć się normalnie życ, a w zakres "obowiązków" wchodziło:jedzenie, picie, spanie... To wszystko dla małego chłopca. Od czterech lat słuch o Roy'u zaginął, co nie zmienia faktu, że nadal mnie to niepokoi. Pragnę tylko szczęścia mojego synka.
Wpadłam do pokoju, w którym zażenowany Leon stał na białym drewnianym krzesełku nie kryjąc przy tym poirytowania. Jego starsza siostra wybierała ubrania na dzisiejszy dzień.
-Mamo, nóżki mnie bolą, stoję tu już chyba godzinę.
-Wytrzymaj jeszcze troszkę-pocieszyłam go.
-No właśnie, już kończymy. Jeszcze czegoś mi tutaj brakuje- brunetka odsunęła się, by zobaczyć strój w całości-Ale już teraz wyglądasz cudownie, prawda Esme?
-Ślicznie. Mój mały synuś.
Podeszłam do niego i ujmując małą twarzyczkę w dłonie, pocałowałam czterolatka.
-Mamo!-zaśmiał się.- Przestań, nie mały.
-No dobrze. Alice, pospiesz się, goście już idą.
Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę, Leon nie znał wszystkich osobiście. Czasami zamiast bajek na dobranoc, opowiadałam mu na przykład o rodzinie z Denalii. Nie wszyscy rozumieli, dlaczego "zaadoptowaliśmy" dziecko i również nie pochwalał i tego.
Minęło dwadzieścia minut, zanim przywitaliśmy wszystkich. Z powodu brzydkiej pogody postanowiliśmy zostać w domu. Wszystko było gotowe, tort urodzinowy, prezenty. Na dzisiejszy dzień założyłam koktajlową, niebieską sukienkę przeplataną złotym paskiem w pasie. Do tego czarne, klasyczne szpilki. Rosalie upięła moje brązowe włosy w kok oraz lekko pomalowała twarz.
Czekaliśmy na naszego solenizanta, ponieważ to był jego dzień, każde jego urodziny świętowaliśmy. Dzieliło nas wiele, na przykład to, że on się starzeje z dnia na dzień, dlatego tak wielką wagę przywiązywaliśmy do tego dnia.
Wyszedł. Mój śliczny chłopiec, pomyślałam uśmiechając się do niego, każdy obserwował Leona, a on, biedny, był lekko zmieszany. Prowadziła go Alice dodając otuchy. Postarała się.
Granatowa marynarka, biała bluzka oraz musztardowe opinające spodnie i eleganckie buty.
Po odśpiewaniu "sto lat", zjedzeniu tortu (którego smaku wampiry nie poczuły) oraz kolacji, rozpakowaniu prezentów, wszyscy goście rozeszli się do ogrodu, salonu, kuchni.
-Kochanie, gotowa?-szturchnął mnie w ramię Carlisle.
-Tak. Masz klucze?
Blondyn wyciągnął z kieszeni jeans'ów pęczek kluczy.
-Świetnie. Trzeba tylko znaleźć Alice i możemy iść.
Przestudiowałam pomieszczenie szukając Leona. Zaskarbił sobie zaufanie Carmen. Uśmiechnęłam się widząc mojego syna na kolanach kobiety otoczonej przez resztę jej rodziny.
Carlisle
Wraz z Esme, Alice oraz Rosalie i Emmett'em szliśmy wybrzeżem zmierzając do punktu oddalonego o 400 metrów, oczywiście wampirzym tempem byliśmy na miejscu chwilę później. Nie spodziewałem się, iż moja żona znajdzie takie ciekawe miejsce.
-Powie nam ktoś o co chodzi?-przerwała ciszę Rosalie.
-No dobrze. Nie powinniśmy przed wami tego taić-uśmiechnęła się Esme.- Oto wasz nowy dom.
Moja małżonka wskazała na piętrowy domek na wzgórzu. Zapadła cisza. Słychać było szum fal rozbijających się o brzeg oraz mewy krążące nad naszymi głowami. Emmett uśmiechał się zawadiacko, jego żona była bardziej zdezorientowana, wpatrywała się w ocean.
-Esme? Mówisz poważnie? Zrobiłaś ten dom?
-No może nie zrobiłam, ale udekorowałam wnętrze i przeprowadziłam małą renowację. Od dawna przyciągał moją uwagę. Czasami przychodziłam tutaj na spacery i widząc go myślałam o was.
-Nie mogę w to uwierzyć!-Rose rzuciła się mojej ukochanej na szyję i wycałowała. Nie mogłem ukryć śmiechu. -Jesteś kochana. Od zawsze marzyłam o mieszkanku nad brzegiem morza.Kiedy zdążyłaś to zrobic, cały czas byłaś z Leonem w domu?
-Mam swoje sposoby.
-Mam swoje sposoby.
-Przyda wam się troszkę swobody- wtrąciła Alice.
-Oj, tak. Ta noc będzie długa-rozmarzył się Emmett, a my wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Objąłem przy tym Esme. Byłem z niej bardzo dumny, chociaż to jej fach. Poza tym cieszyłem się, że Emmett i Rosalie będą mieli własny kąt, w którym.... No wiadomo co :)
* Esme jest projektantką wnętrz w wolnych chwilach.
___________________________________________________________________
Witam Was, moi kochani :) Wróciłam po tygodniu, jak na mnie to bardzo szybko, ale postanowiłam, że w wakacje rozdziały będą pojawiac się częściej. Tak do końca, nie wiem kiedy dodam nn, ponieważ moja wena się ulatnia. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, bo według mnie jest taki... suchy xd Powiem tyle, że najważniejsza akcja rozpocznie się za parę, może kilkanaście notek. Kusiło mnie, by dodac go dzisiaj, no ale mam nadzieję na komentarze od Was. Przy okazji chciałabym Wam podziękowac za to, że jesteście ze mną, za komentarze i odwiedziny. Jesteście cudowni :) Tak poza tym, jeśli chcielibyście popisac, zapraszam na gg 50946972. Będzie mi bardzo miło ;d
Do napisania :)
Hejjj ;*
OdpowiedzUsuńPierwsza! TAK! :D
Rozdział cudnyyyy! Strasznie mnie zauroczył. Bardzo lekko się go czytało;)
Nie sądziłam, że Esme i Carlisle są na tyle podstępni XD Ale dobrze, że znaleźli nieinwazyjny sposób, żeby troszkę uciszyć Rose i Emmetta :D
Dziękuję za twój komentarz na moim blogu ;)
Pozdrawiam, całuję, życzę weny i ze zniecierpliwieniem czekam na nn ;*
alicecullen1920
Leoś jest cudowny! Jak nienawidzę dzieci, to on jest taki...do schrupania :3
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pierwszą cześć, to komentowałam Ci, jak mi ją wysłałaś na GG.
Śliczny domek.Wydaję mi się, że jednak długo nie wytrzyma hihi :*
Carmen ^^. Wiesz, kogo lubię:*
Hahahaha suchy rozdział, jeszcze czego! Mi się bardzo podoba, jak zresztą każdy, bo piszesz genialnie ;*
Tak nienawidzisz dzieci, że kiedy wysłałam Ci przedpremierowe zdjęcie, steierdsiłaś: "Ładne dziecko". Hahahaha. Carmen, dodałam, bo ja lubię. Ale wiem, wiem... Hahahahah. Na GG, a nie tu...
UsuńKocham :*
Witam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :) nic dodać nic ująć.
U mnie nowy rodział. Zapraszam www.blood-in-the-veins.blogspot.com
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTrafiłam tu wsumie przypadniem, ale tak mi się spodobało, że zamierzam wszyściusieńko nadrobić, być na bierząco i jarać się wszytkim co tu piszrz. Życzę ci dużo weny :*
OdpowiedzUsuńDziękuje z chęcią przeczytam ale następnym razem prosilabym zostawiać informacje o nn w zakładce spam.
OdpowiedzUsuńHej, hej ^^
OdpowiedzUsuńWłaśnie umiliłaś mi powrót z Kołobrzegu. Ledwo spałam (pociąg), więc jestem padnięta, ale ten rozdział pochłonęłam błyskawicznie. To cudownie, że teraz zamierzasz pisać częściej, naprawdę.
Hm, Leon, Leon... Całkiem dobre zdjęcie, teraz przynajmniej rozumiem dlaczego wyglądał tak dorosło. Przeskok o cztery lata? Powodzenia. Niedługo pewnie zacznie zadawać kłopotliwe pytanie i niekoniecznie mam tutaj na myśli standardowe pytanie "Skąd się wziąłem?". Na razie sobie radzą, ale mam złe przeczucia, nie tylko z powodu tej dziwnej ciszy spowodowanej nieobecnością Roya.
Akcja z Rosalie i Emmett'em mnie rozbroiła. Nie dziwię się, że "delikatnie" ich wyprosili. Tak czy inaczej, jestem ciekawa, co z tego wyjdzie dalej. Czekam na kolejny rozdział i do napisania,
twoja Nessa ;)
Kołobrzeg *_* zazdroszczę ;) oczywiście bardzo dziękuuę za komentarz, ja nie wiem, co w nim jest, ale uśmiecham się do telefonu. Nie tylko dla tego, że korzystam z danych mobilnych. No ale do rzeczy. Jeśli chodzi o Leona, planuję bardzo ciekawą akcję, której-mam nadzieję- nikt się nie spodziewa. Noe wiem, kiedy te wszystkie rzeczy zaczną się dziać. Dziękuję jeszcze raz za ten cudowny komentarz *_*
UsuńHa, ha - no to się cieszę =) I wciąż niecierpliwie czekam na więcej ^^
UsuńNessa.
Hej! Mała prośba: niezależnie od chęci, mnie nigdy nie poganiaj. Serio. No niezależnie od intencji, zawsze dostaję nerwicy. Notka jest w planach. Ale ja dopiero wróciłam po tygodniowej nieobecności, umierał w 30 stopniowych upałach, poza tym w kolejce mam dwie inne na ULS i Cieniach. Tak więc proszę, bez poganiania, bo wszystko będzie! =)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Nessa.
Ale mam poślizg XD. Rozdział genialny wcale nie suchy. Niech Ci wena wraca, bo już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :D Ale ze mnie egoistka ;)
OdpowiedzUsuńKażdy może do Ciebie napisać na gg?
OdpowiedzUsuńTak, jeżeli nie będzie robił sobie żartów :)
UsuńOoo! Urodzinki! Cieszę baaardzo, że reszta rodziny zaakceptowała Leona ^.^
OdpowiedzUsuńHaha! Ja też chcę taki prezent! :D Heh. Czy tak jak w ,,Zmierzchu’’ rozwalą dom, bo... No wiesz xD
Maggie